Czytam = Komentuje

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 8 - Mieć serce z kamienia


Piotrek z nudów krążył naokoło sporego podwórka. Wspominał czasy, gdy przed laty na takich właśnie placach, otoczonych kamienicami bawiły się dzieci, a młodzież przesiadywała na klatkach schodowych i grała w karty, albo państwa i miasta. Teraz w miejscu, w którym przebywał nie było żywej duszy. Spojrzał po oknach, w kilku z nich było widoczne światło. Doszedł do wniosku, że pewnie dzieciaki siedzą w domach, przed laptopami i telewizorami, albo z tabletami w dłoniach. Wiedział, że świat zmierza do przodu, nie był tylko pewnym, czy ten świat idzie w dobrym kierunku. Jego samego przerażało takie zjawisko, gdy obserwował jak takie maluchy nie umieją nawiązywać relacji opartych na przyjaźni i wspólnym bieganiu za piłką lub chodzeniu samotnie na pobliskie place zabaw. Pocieszał się, że za jego czasów było inaczej, i że on ma takie wspomnienia z dzieciństwa, jak przeskakiwanie przez płot i kradzież jabłek, oraz śliwek z sadu sąsiada. Właściwie to o tym wspomnieniu nawet jakby chciał zapomnieć, to by nie potrafił, bo skutecznym przypomnieniem była blizna na podbródku, którą dostrzegał przy każdym goleniu. Efekt upadku z drzewa i zdarcia skóry o chropowatą korę. Pamiętał, że sąsiad przyprowadził go wtedy do babci ciągnąc za umorusane ubranie, a ta łapała się za głowę i ze zdziwioną, a trochę też surową miną, głosiła: skaranie boskie z tym dzieciakiem. On w tamtych czasach wcale nie uważał, że był jakimś skaraniem boskim. Co prawda rodzice go nie chcieli i wydawało mu się, że niewiele dla nich znaczył, skoro ograniczyli się jedynie do powołania go na świat i nadania mu imienia, a potem oddali babci na wychowanie, rzadko odwiedzali i woleli pić w czterech ścianach niż zabierać go choćby na krótkie spacery. Babcia jednak go kochała i przelała na niego całą swoją miłość, zwłaszcza, gdy jej lepszy syn zginął w wypadku samochodowym, a ten gorszy zapił się na śmierć. Wtedy został jej tylko wnuczek, tylko Piotruś, który mając nie więcej niż dziesięć lat, był już uznawany przez całą wieś, a także kilka pobliskich, za uśmiechniętego, uroczego, uśmiechniętego od ucha do ucha nicponia. Ksywka Nicpoń bardzo mu się w tamtych czasach podobała, była niczym order i to dzięki niej był sławny wśród rówieśników i nauczycieli, także tych nowych, którzy dopiero przychodzili do pracy. Jego sposób bycia, zachowanie i gadulstwo, sprawiało iż był zapamiętywany przez wszystkich już pierwszego dnia. W końcu jednak i on zrobił coś czego babcia nie potrafiła mu wybaczyć i wcale nie było to wczesne rodzicielstwo, dzielone na spółkę z rówieśniczką – córką tego pana, któremu lata wcześniej okradał sad wraz z kolegami.
Czemu tak krążysz zamiast wejść na górę? – zapytała Sandra, zaraz po zaparkowaniu i otworzeniu drzwi swojego, totalnie już zmasakrowanego Punto. – Przecież masz kluczę – przypomniała trzaskając drzwiami i to dwukrotnie, bo za pierwszym zamek nie zatrybił.
Nie lubię być sam w cudzym mieszkaniu – odpowiedział i od razu przejął od niej dużą, materiałową torbę z logiem jednego z marketów.
Nie byłbyś sam. Mój syneczek jest na górze – przypomniała. – Mam też córeczkę, od wczoraj.
Córeczkę? – zapytał szeptem.
Brunetka go nie usłyszała. Otworzyła przed nim drzwi klatki schodowej i wskazała by szedł pierwszy.
Pozwól mojemu feminizmowi coś znaczyć – syknęła, by zachęcić go do przekroczenia progu.
Skoro sprawię ci tym przyjemność. – Uśmiechnął się mało wyraziście i skierował swoje kroki na trzecie piętro.
Stanął przed drzwiami z przyklejoną fototapetą, we wzór dwóch rzędów drzew i ze ścieżką pokrytą jesiennymi, złotymi liśćmi. Obrazek miał głębie i optycznie dawał wrażenie jakby można było w niego wejść – przynajmniej tak Piotr o nim pomyślał i wtedy Sandra jakby czytała mu w myślach rzuciła:
Sąsiadki wnuk jak się naładował dopalaczami, to rozbił sobie nos, bo chciał iść do lasu.
Szmit mimo woli się zaśmiał, choć temat uzależnionej młodzieży nie należał do jego ulubionych i uważał go za martwy krąg – gdyby nikt nie brał, nie byłoby nikogo, kto by sprzedawał i gdyby nikt nie sprzedawał, to nie byłoby nikogo, kto by to brał. On określał to systemem samonapędzającej się śmierci, bo dilerzy też przecież umierali, w walkach o terytorium, z przedawkowania, lub pobici na śmierć przez uzależnionych, którzy chcieli od nich towar, a nie mieli czym za niego zapłacić. Jakkolwiek by na to nie patrzył po równi było mu szkoda jednych i drugich – pierwszych bo musieli sobie sztucznie poprawiać humor i nie umieli znaleźć bardziej pożytecznego zajęcia na spędzenie wolnego czasu, a tych drugich bo byli najwidoczniej za mało ambitni lub za mało wytrwali, by znaleźć lepszy i przede wszystkim inny sposób na zarobienie pieniędzy, albo byli po prostu materialistami i kilka tysięcy polskich złotych na miesiąc, było dla nich ważniejsze, od setki żyć ludzi, takich samych przecież jak oni. Dla niego handlujący tym gównem byli na równi z mordercami i terrorystami, a tych, którzy brali to gówno, nazywał po prostu samobójcami, czasami niedoszłymi, ale jednak samobójcami – ludźmi, którzy nie szanowali siebie, swojego życia i życia swych bliskich. Nie wnikał w powody, choć nie wątpił, że i takie były, bo w każdym działaniu człowieka dostrzegał: powód, sposób i skutek.
Piotr wszedł do niewielkiego przedpokoju, gdzie na dwóch wieszakach przybitych do ściany, z trudem upchnięte były kurtki, płaszcze, bluzy, szaliczki, arafatki, apaszki i inne tego typu rzeczy. Potknął się o kilka par obuwia damskiego, które rozrzucone było po korytarzu. W kuchni było bardzo podobnie, z tym wyjątkiem, że do ścian przytwierdzone były aluminiowe, wąskie rurki, a na nich wisiały przyprawy i akcesoria do gotowania, natomiast po podłodze walały się puste butelki po napojach bezalkoholowych, opakowania po niezdrowym jedzeniu, także po pizzy, oraz psie i kocie zabawki.
Czysto jak zawsze – skomentował nieco złośliwie.
Dać panu białą rękawiczkę, panie perfekcyjna pani domu?
Nie, dlaczego? Przecież ja nic nie mówię. – Odłożył torbę z zakupami na zawalony niezmytymi naczyniami i sztućcami blat. Uśmiechnął się cynicznie. – Powykładałbym, ale tak jakby... nie mam gdzie – rzucił kolejnym komentarzem.
Jeszcze słowo i cię wyproszę – zagroziła, a taki mały kajtek, który zdaniem Szmita był skrzyżowaniem Pekińczyka i szczotki do zamiatania dywanów zaczął na niego ujadać, stając przy nodze właścicielki.
Tylko mnie nie połknij w całości – przemówił do psa i chciał podejść do Sandry, ale zwierzak zaczął na niego warczeć i już zamierzał się na jego nogawki.
Piotrek cofnął się więc o dwa kroki, odnalazł w zakupach parówki, rozerwał siatkę, w której się znajdowały i ułamał jedną na pół. Rzucił nią psu pod łapy. Wtedy czworonóg, przestał zwracać na niego uwagę, a on mógł podejść do Sandry i wziąć ją w objęcia, wpić się zachłannie w jej szyję i wyszeptać wprost do ucha:
Przekupny ten twój kundel.
Ma na imię Lord.
Szmit pomimo że wiedział już wcześniej jak wabi się pupil brunetki, zawsze reagował tak samo, gdy je słyszał, czyli śmiechem. Sandra i tym razem wyczuła, że nabija się z jej syneczka, dlatego trzepnęła go otwartą dłonią w ramie, a następnie w klatkę piersiową.
Po co tak właściwie przyszedłeś? – zapytała wymijając szatyna i wypakowując niektóre rzeczy do lodówki.
Piotrek usiadł na jednym z taboretów, nieopodal starego, drewnianego, niewielkiego stołu. Przyglądał się nowym meblom, niedrogim, będących jednym z gotowych już zestawów. Sandra właśnie miała zamiar wrzucić paczkę biszkoptów na jedną z wyższych półek, ale zaraz po otwarciu drzwiczek cała zawartość tej właśnie szafki wyleciała na blat, a stamtąd stoczyła się na podłogę. Szmit z początku chciał udać, że tego nie zauważa, nawet odwrócił wzrok i zaczął pogwizdywać, ale w końcu zapytał:
Kiedy tu w końcu posprzątasz?
Jak znajdę czas – odwarknęła. – Wybacz, ale pracuję na dwa etaty i pomimo tego, nie stać mnie na sprzątaczkę.
A sama nie możesz...
Nie mam kiedy – przypomniała. – I mam za dużo zmartwień, by się przejmować takimi głupotami. Poza tym nawet jak posprzątam, to czysto jest maksymalnie przez dwa dni, potem znowu szukam wszystkiego w biegu, nie mam czasu zmyć na bieżąco i znowu jest bałagan. Z resztą, jak się nie podoba, to wynajmuj hotel na nasze schadzki, albo zabieraj mnie do siebie, przecież twojej żony i tak wiecznie nie ma. Pewnie nawet by nie zauważyła, gdybyśmy się pierdolili pod jej nieobecność w jej kurewsko drogim łóżku. Przepraszam jeśli uraziłam, ale kurwa pierwszy zacząłeś – zakończyła monolog i zaczęła na powrót zebrane z podłogi rzeczy upychać w szafce, z której wypadły.
Zostaw – warknął i wstał na równe nogi. – Ja to zrobię – zaoferował przytrzymując otwarte drzwi prawą dłonią.
Świetnie – zgodziła się. – W takim razie ja w tym czasie wezmę prysznic. Jakbyś jeszcze mógł coś ugotować, to... byłabym w raju. – Oddaliła się czym prędzej z pomieszczenia wyglądającego teraz jak po przejściu tornada i trzęsienia ziemi jednocześnie, myśląc iż brakowało tam jeszcze tylko powodzi, spowodowanej na przykład uszkodzonymi rurami, weszła do łazienki. – Byleby mu się nie odwidziało, byleby mu się nie odwidziało – szeptała sama do siebie zrzucając za dużą o dwa numery koszule i zsuwając wąskie, obcisłe dżinsy z pupy.
Sandra przystawiła ucho do drzwi, ale nie słyszała kroków za drzwiami łazienki. Ucieszyła się, bo to znaczyło, że Piotrek zamiast podążyć za nią, naprawdę zabrał się za sprzątanie.
Będę miała czysto – powiedziała ucieszona i omijając puste opakowanie po szamponie i kilka rzeczy, które wysypywały się z przewalonego kosza na pranie, w końcu dotarła do brodzika, którego kabina się nie domykała i w kilku miejscach była pęknięta. – Ciekawe czy resztę mieszkania też mi posprząta? – pytała, spoglądając w górę, na słuchawkę od prysznica zawieszoną na specjalnej rączce. Ustawiła temperaturę wody i pozbywając się bielizny, wkroczyła pod ciepły strumień.
Kiedy Sandra wyszła z łazienki, otulona ciepłą, męską bluzą na zamek, która jej sięgała niemal do kolan, to Piotrek właśnie kończył gotować pierogi i podsmażać cebulkę z kiełbaską, by móc je tym dodatkiem doprawić. Brunetka była zdumiona, że udało mu się względnie ogarnąć kuchnie w tak krótkim czasie. Podwijała rękawy brązowej bluzy z kapturem i słuchała jak Szmit dyskutuje z małym kociakiem, stojącym na blacie i chlipiącym mleko. Właściwie to mężczyzna nie dyskutował, a prowadził monolog, pod tytułem Przyjemniej jeść z czystego spodka.
Obrabiasz mi dupę – oburzyła się Sandra, czym wprawiła Piotra w szczere rozbawienie. – Jeszcze pod moją córcią tak nieładnie mnie obgadujesz.
Pociesz się myślą, że przynajmniej ona nie powtórzy tego dalej. No chyba, że rozpowie kotom w okolicy. – Westchnął znacząco i spojrzał na swoje ubranie, które musiał przyznać na młodym, kobiecym ciele prezentowało się znacznie lepiej niż na nim. – Szukałem tej bluzy ostatnio przed kilka dni i...
Nie wziąłeś jej ostatnio. Nie mów tylko, że twoja ulubiona, bo i tak nie oddam. Robi mi za szlafrok – wyjaśniła z prędkością katarynki, a potem zajęła miejsce przy stole. – Pan już poda ten obiad – zażądała.
Jeśli sobie znajdziesz kiedyś męża, to... – nagle zamilkł, bo tak naprawdę to nie wiedział co on sam wtedy pocznie.
To co? Będziesz mu składał kondolencje, gdy już odeśle mnie do trumny, czy będziesz mu stawiał nagrobek, ze świadomością, że po kilku miesiącach spędzonych ze mną, strzeli sobie kulkę w łeb?
Szmit przewrócił oczami, zdjął z suszarki czyste, nie do końca obeschnięte talerze i zaczął na nie nakładać ekspresowo przygotowane danie.
Tak właściwie to nie masz się co martwić moim przyszłym mężem. Nigdy nie będę takowego mieć.
Dlaczego? – zapytał stawiając przed nią obiad, a potem zajmując miejsce naprzeciwko. – Nigdy nie chciałaś założyć rodziny.
Rodzinę może i myślałam, ale bez faceta, a potem to już nawet dzieci mi się odechciało mieć.
A cóż ci dzieci zrobiły?
Małe, wrzeszczące, srające, jedzące, nie dające przespać nocy, ani za dnia odetchnąć, a gdy już dorośnie to zazwyczaj jest niewdzięczne. Nie widzę dobrych stron macierzyństwa. Może to i fajne, ale nie dla mnie.
I tak się zdarza. Lepiej mieć tego świadomość i nikogo nie krzywdzić, niż najpierw zrobić, a potem wychowywać na fochu i żalem.
No dokładnie.
No widzisz, ja się na ojca nie nadaje, nigdy nie chciałem nim być, a Magda miała córkę, więc...
Ty akurat bredzisz. Jesteś ojcem w dechę. Nie zaniżaj swojej samooceny, tylko przez to, że nie zawsze jest super. Nigdy i w niczym nie może być ciągle super.
Dziś powiedziałem nastolatce by poszła szukać swojego biologicznego tatusia, więc...
Dlaczego tak powiedziałeś? – przerwała. – Nie wierzę byś rzucił takim hasłem bez powodu, ot tak, przy oglądaniu wspólnie telewizji.
Uznała, że nie mam prawa jej mówić co ma robić, bo...
...nie jesteś jej ojcem? – dokończyła.
Szmit przytaknął.
No to sama jest sobie winna. Korona jej z głowy nie spadnie od kilku gorzkich słów. Takie jest życie i jak komuś ciśnie, powinna się liczyć z tym, że i ktoś pociśnie jej, a nie że będzie słuchał jej niedorzecznych pretensji i z dupy wziętych argumentów bez choćby jednego słowa protestu.
Jaka ty jesteś cholernie krytyczna – skomentował.
No bo fakt faktem, że niektórym gówniarzom to się w głowach poprzewracało. Niektórzy rodzice sobie wypruwają żyły, a taki ani za grosz szacunku, ani słowa dziękuję, tylko daj, daj, chce, muszę mieć i w dupie cię mam. Oni naprawdę myślą, że taki niewychowany, rozpuszczony bachor zaopiekuje się nimi na starość? Nawet do domu opieki ich nie odtransportuje i taka babcinka i staruszek to będą musieli dorobek całego swojego życia gówniarzowi zostawić, a co się da, to będą przetransportowywać tymi swoimi balkonikami, przy których zapewne będą już chodzić, bo się żylaków nabawią od tych wypruwania żył dla niewdzięcznego smarka. – Zagryzła swoją wypowiedź kawałkiem pieroga, przemieliła i kontynuowała. – Ja się w ogóle dziwię, żeś ty tak spokojnie zareagował. Bo gdybym na przykład ja chowała cudze dziecko, kochała jak własne, starała się dla niego, by miało jak najlepiej, a takie by mi wyjechało nagle z tekstem zero szacunkowym nie jesteś moją matką, to jakbym w pysk przyłożyła, to aż by się gówniarz odwrócił o dziewięćdziesiąt stopni co najmniej.
Nie poprę twojego zdania na temat wychowywania dzieci.
Kiedy ja nie o wychowywaniu teraz mówiłam, a o normalnej reakcji. Jak się kogoś naprawdę wkurzy, zrani, wbije mu nóż w plecy, to trzeba się liczyć z tym, że taki ktoś odda. A w temacie wychowania, to nie przemawia do mnie ten nowoczesny model i innowacyjny pomysł. Jestem zdania, że jakbyś tej swojej Kaśce, dobrze pamiętam, że Kaśce?
Tak.
Jakbyś jej od wielkiego dzwonu, raz na ruski rok przyłożył, to też by do ciebie miała więcej szacunku, a tak to ci skacze po głowie, bo wie, że można. Bo co straszny szlaban na wychodzenie z domu, gdy się ma w tym domu najnowszą Play Station, a do tego komputer z internetem?
Jestem przeciwny stosowaniu przemocy wobec dzieci, wobec w ogóle kogokolwiek jej stosowaniu.
No więc się męczysz z pyskatą nastolatką, poniekąd na własne życzenie.
Czy ty wszystko musisz tak upraszczać?
Łatwiej mi z tym żyć. Mam swoje poglądy, swoje teorie i jestem odporna na modne teorie psychologów, które poparte są tym co widzę na ulicach i za oknem. Tupiące, wrzeszczące bachory.
Byłem przed twoim oknem, chodziłem godzinę po twoim podwórku i nie widziałem ani jednego tupiącego dziecka, w ogóle żadnego dziecka nie widziałem.
Bo rodzice chuchają i dmuchają, i za rączkę prowadzą, a potem są takie ciapciaki, co sobie poradzić nie potrafią. Przepraszam, że to mówię, ale te dzieci teraz to są tak głupie, że ja tego rozumem nie ogarniam. Mnie nikt do szkoły nie prowadził, gdy już byłam w drugiej klasie i żyję.
Ja jeździłem rowerem – wspomniał Piotrek.
I też żyjesz. Po ciastka się chodziło samemu do sklepu, rano po bułki i chleb...
Po chleb też jeździłem rowerem.
Bo ty wieśniak jesteś, ja miałam sklep po drugiej stronie, od wyjścia z klatki, to sobie mogłam spacerkiem drylować.
No ja miałem pół kilometra.
To przynajmniej miałeś poranną gimnastykę, ale reasumując teraz wyślij siedmiolatka samego do sklepu, to nie dość, że cię obgadają, że dzieciaka puszczasz samopas i się nie zajmujesz należycie, to jeszcze taki zapewne sam nie pójdzie bo zacznie stękolić ja z mamusią. To kolejny powód, przez który zrezygnowałam z bycia matką, bo nie godzę się z takim modelem wychowawczym, a za mój własny, to by mnie pewnie zamknęli albo dzieciaka odebrali, za to że gówniarz puszczony samopas, jeszcze klepany średnio raz na miesiąc. Nie godzę się urodzić dziecka, gdzie za mnie będzie państwo decydować jak mam żyć i jak je wychowywać. Dlaczego to posłowie i ci ustalający prawo mają mi mówić co ja mogę a czego nie mogę, jakby oni to dziecko urodzili i opłacili jego edukacje, jedzenie i odzienie? Państwo gówno daje samotnym matką, zresztą pełnym rodzinom też, a najwięcej chce się wpierdalać.
Czyli twoim zdaniem ma państwo i jego obywatele przymykać oczy na krzywdę dzieci?
Jaką krzywdę, Piotr? Jasne, że jak ktoś katuje dzieciaka, nie dba, nie gotuje, nie interesuje się, to trzeba zainterweniować, ale już nie róbmy z igieł wideł. Kilkulatek jeżdżący sam autobusem do szkoły, to nie to samo co kilkulatek wsadzony w pociąg i wysłany na drugi koniec polski do cioci na święta, a kilka klapsów czy lanie pasem od czasu do czasu, to nie jest regularne znęcanie się, bicie po czym popadnie, zastraszanie i bóg wie co jeszcze. Wszystko z użyciem zdrowego rozsądku, z wyczuciem po prostu.
Rozsądek bardzo łatwo zatracić, a wyczucie... ty czujesz jednak inaczej niż taki mały berbeć...
Spójrz mi w oczy i powiedz, że nigdy w życiu nie oberwałeś?
Oberwałem – przyznał z uśmiechem zażenowania na twarzy.
I żyjesz, ja też dostałam z pięć razy w życiu i też żyje i żalu nie mam. Ty masz?
Nie, ale jak ja uderzyłem dziecko, to jednak żal do samego siebie miałem i wyrzuty sumienia mam z tego powodu do dziś.
Bo ty pizda jesteś... przepraszam – dodała szybko. – Za miękki po prostu jesteś.
Jestem za miękki, bo nie biję kobiet i dzieci?
O kobietach nie było ni słowa, choć jak już tak o tym, to Magdzie byś mógł. Nie poparłabym cię, ale wcale by mi jej szkoda nie było.
Szmit chcąc, nie chcąc się zaśmiał.
Ty masz Piotruś, po prostu za dobre serduszko i za dużo ludzi to wykorzystuje.
A ty?
A ja mam serce z kamienia. Przynajmniej tak uważa mój brat.
Brat? Ty masz w ogóle brata?
No, ten typek, co kiedyś tu przyszedłeś, jak on do mnie się rzucał i go wystawiłeś za drzwi, po dwóch szybkich z pięści. Naprawdę nie pamiętasz? – zapytała kończąc obiad.
Piotrek już dawno zjadł, gdyż miał na to dużo czasu, bo gdy Sandra się rozgadała, to nic nie było w stanie jej przerwać, więc on nawet nie musiał za często się wtrącać, ani za dużo odpowiadać. Mógł więc w spokoju lub raczej w asyście jej jazgotania konsumować. Teraz Szmit dokładnie sobie przypomniał kogo wywalił z mieszkania Sandry jakieś dwa miesiące temu, był to człowiek, którego minął w parku, ojciec Antka, chłopak Kornelii.
A ty wiesz, że twój brat jest z moją uczennicą?
Wiem, dzieciaka jej machnął. Nie, nie pochwalił mi się. Życzliwe głosy mi doniosły, choć szczerze... koło dupy mnie to lata. Nie mój pieluszkowiec, nie moje zmartwienie. – Wzruszyła ramionami.
Jednak bratanek – syknął szatyn.
Jaki tam bratanek? Przecież Mateusz to bękart mojego ojca. Moja matka go nie urodziła. Jest wynikiem zdrady, tak więc... może gdybym miała z nim kontakt, to mielibyśmy jakieś relacje, ale ojciec skutecznie mnie odsunął od swojej nowej rodziny, zaniżał dochody, nie chciał płacić alimentów, a matkę niszczył psychicznie na każdym kroku, nawet gdy już byli po rozwodzie, właśnie przede wszystkim wtedy. Nie będę pałać miłością do dziecka, które powstało ze spermy faceta, który miał mnie w dupie, no i na dodatek na świat Matiego wypluła dziwka, która dobrała się do rozporka żonatego.
A ty co robisz? Coś innego? Też jestem żonaty – warknął i spojrzał na nią takim przepełnionym gniewem wzrokiem jak nigdy wcześniej.
Jasne, że tak, robię coś innego. Ja nie zabieram Magdzie męża, ani Kaśce ojca. Ja cię nie chcę człowieku, bo nie chcę związku. Fajnie, że wpadasz, możemy się pieprzyć, oglądać razem filmy, rozmawiać, wygłupiać, ale nic poza tym. Ja nikomu nie powiem o nas, a ty mam nadzieję, że nas skrupulatnie ukryjesz, by nie skrzywdzić swojej kobiety i córki. Nie zrozum mnie źle, bo ja cię naprawdę lubię, jesteś mi bliski i zależy mi na tobie, ale jak na przyjacielu, jak na facecie, z którym fajnie spędzić czas, ale nic na stałe i nie wrobię cię w dziecko, i nie będę oczekiwała, że zostawisz swoją rodzinę, tylko po to by założyć nową.
Tego nie możesz być pewna.
Jak to nie?
A jak wpadniemy. Żadna antykoncepcja nie jest...
To i tak nie będę oczekiwała, że rzucisz swój poukładany świat, by układać kolejny ze mną.
Usuniesz?
Urodzę i wychowam sama, dopóki mi nie zabiorą – oznajmiła, czym znowu wprawiła Szmita w rozbawienie. – Będę liczyła na twoją pomoc, finansową i przyjeżdżanie do dziecka, ale...
Oczekiwałabyś ode mnie, że będę żył na dwa domy.
Nie. Nie wiem. Jakbyś chciał się odciąć, to byś się odciął. Nie zatrzymywałabym cię siłą i nie ciągała po sądach. Ojcowie, którzy są zmuszani przez sąd do utrzymywania własnych dzieci, to dla mnie śmieci, które w dodatku potem widzą w tym dziecku tylko koszty i same straty, oczywiście finansowe.
Tak jak twój ojciec? – postanowił dopytać.
Między innymi. Nie widziałam gnoja ładnych kilka lat, a wcześniej jak zdarzyło nam się minąć na ulicy, to udawaliśmy, że się nie znamy, a nagle staje mi jego synalek w drzwiach i mi mówi, że mam iść się przebadać.
Przebadać? – Szmit wyraźnie odczuł jakby stracił wątek. Kompletnie nie wiedział o czym Sandra mówi teraz.
Stary skurwiel ma raka, potrzebuje dawcy, a ja z racji...
Tak, tak, genetyka. Możesz być dawcą?
Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Nie przebadałam się i nie mam w planach tego robić. Nie po drodze mi do szpitala.
Będziesz umiała żyć z jego śmiercią na sumieniu?
A on umiał żyć, bawić się i jeść, gdy matka i ja nie miałyśmy co włożyć do garnka. Nie umiera dobry człowiek i uwierz, prędzej ocaliłabym samego Hitlera, gdybym mogła, niż podała mojemu ojcu choćby szklankę wody.
No ale jednak... mi nie chodzi o niego, chodzi mi o ciebie, twoje sumienie i twoje psychiczne zdrowie.
Jestem zdrowa psychicznie i mam sumienie, naprawdę mam. Jakbym mogła pomóc jakiemuś dziecku, dać głodnemu... jasne, czemu nie, ale nie jemu i nie złemu człowiekowi.
Chcesz wybierać kto ma prawo żyć, a kto nie? – Zniesmaczył się na samą myśl, iż odpowiedź może być twierdząca.
Nie, to Bóg, czy ktoś tam inny, los, czy coś, go wybrał, a nie ja. Poza tym dlaczego miałabym mieć wyrzuty sumienia? Czy ja mu śmierci życzyłam, albo go tym rakiem zaraziłam? Nie, więc nie poczuję się winna, gdy go w pudle zamkną i ziemią zasypią. – Zabrała talerze i wrzuciła do zlewozmywaka. Nawet zabrała się już za zmywanie. – Zamilkłeś i pobladłeś – zauważyła zerkając na swojego kochanka.
Bo nigdy się po tobie nie spodziewałem...
Serca z kamienia? – dokończyła. – Być może kamień, ale bije dla tych co trzeba, dla tych co na to zasługują. Nie martw się, tobie to bym nawet nerkę oddała. – Uśmiechnęła się do szatyna i puściła oczko w jego stronę. – Zrobię ci laskę życia. Posprzątałeś mi kuchnie.
Nie posprzątałem po to byś... – zawiesił się na krótki moment. – No ale nie odmówię – dodał po krótkim, ale niezwykle dogłębnym zastanowieniu.
Piotr wstał, podszedł do Sandry, objął ją od tyłu, a potem zabrał talerz i gąbkę z jej dłoni. Całując ją po szyi dawał do zrozumienia, że przecież może dokończyć później, a teraz powinna zająć się gościem, bo to niegościnne, wykonywać pracę domowe podczas wizyty kogoś takiego jak on.
Szybko odwrócił brunetkę przodem do siebie, uniósł i posadził na wąskim parapecie. Zaczął rozpinać swoją bluzę, którą ona tego dnia miała na sobie i wsuwać dwa palce do jej kobiecości, jednocześnie obcałowując je ciało – szyję, dekolt, biust... wyraźnie zmierzał ku dołowi, by móc zarzucić jej nogi na swoje barki i zatopić usta w najbardziej intymnym miejscu, a potem trącać językiem, ssać, lizać i obcałowywać.

19 komentarzy:

  1. Witaj:) Moim zdaniem Sandra, wbrew temu co mówi, wcale nie ma serca z kamienia. Na pewno reaguje emocjonalnie, a przynajmniej mówi o tym jakie byłyby jej reakcji w określonych sytuacjach (jak ta z Kaśką - „to jakbym w pysk przyłożyła, to aż by się gówniarz odwrócił o dziewięćdziesiąt stopni co najmniej.") ale tak naprawdę, to nie wiadomo co cy zrobiła. Piotr niby nie popiera jej zdania na temat wychowywania dzieci i bicia, ale sam przylał Kaśce jak była mała. Mateusza też „wyprosił" w dość brutalny sposób. Próbuję jakoś analizować ten tekst i w sumie wydaje mi się, że oboje mają podobne zadnie na pewne sprawy. Wychowywali się w czasach, kiedy nie było komputerów, internetu i jedyną rozrywką była jazda na rowerze i zabawy z innymi dzieciakami na podwórku (hmmm... piękne czasy... też to pamiętam), kiedy dzieci były bardziej samodzielne i nikt na nie nie chuchał, a gdy się nabroiło matka, albo ojciec lali po tyłkach (oj! czasem bolało) i ta metoda w większości przypadków przynosiła efekty. Niestety czasy się zmieniają, metody wychowawcze również. Rodzice gonią za każdym groszem, a wujek Google wychowuje dzieciaki. Rosną więc następne pokolenia, pozbawionych empatii egoistów, którzy uważają, że wszytko im się należy, ot tak.
    Jestem w stanie zrozumieć stosunek Sandry do ojca, zwłaszcza po tym jak ją opuścił, a na ulicy udawał, że jej nie poznaje. Ona uważa, że on po prostu sobie nie zasłużył na to, żeby teraz mu pomogła. Niby biologiczny ojciec, a jednak to ktoś zupełnie obcy - dawca plemnika, jak to ująłeś w poprzednim rozdziale. Sytuacja odwrotna do tej, w jakiej znajduje się Piotr.
    Podoba mi się to zdanie - „Być może kamień, ale bije dla tych co trzeba, dla tych co na to zasługują" - oddaje całą naturę Sandry :)
    Wrzuciłeś w tym rozdziale tak dużo różnych zagadnień, że trudno mi się do wszystkich odnieść. Musiałabym pisać jeszcze 3 godziny, a nie mam czasu.
    No i wyjaśniła się sprawa z Mateuszem. Teraz czekam, co będzie dalej.
    No i na koniec... jak wiadomo, sex jest najlepszym lekarstwem na wszystko :D Mam tylko nadzieję, że nie wypadli przez to okno!
    Pozdrawiam,
    Lamia

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jest Sandra :D
    Muszę powiedzieć, że zgadzam się z Piotrkiem. Ja też będąc dzieckiem całe dnie spędzałam na dworze bez względu na pogodę, chłody i głody. Po prostu była chmara dzieciaków, wszyscy się razem bawili i nikt nie oskarżał rodziców, że zaniedbują dziecko, bo ono całymi dniami biega na zewnątrz. Do dzisiaj pamiętam jak moja mama otwierała okno w kuchni, wołała mnie do domu, a ja z taką złością krzyczałam: "Jeszcze pół godziny, mamo!" a potem i tak siedziało się przed blokiem do później nocy i dostawało burę od rodziców za nieposłuszeństwo :D Piotrek ma rację odnośnie dilerów i tych, którzy biorą, w pewnym sensie to jest takie błędne koło, ale z drugiej strony, w dzisiejszych czasach ćpanie, chlanie i palenie różnych dziwnych rzeczy jest równie normalne i popularne co chodzenie do pracy. Po prostu ten świat stanął na głowie i potrzeba by porządnej bomby żeby to wszystko przywróć do normalności.
    Sandra - chyba zostanie moją ulubioną postacią <3 Ma bardzo podobne podejście do mnie. Co prawda ja nie zamierzam rezygnować z macierzyństwa, ale również uważam, że klaps czy dwa nigdy nikogo nie zabił. Kiedyś dzieci dostawały regularnie, nawet od nauczyciela i nikt z tego afery nie robił. Ja nie mówię o bydlakach, którzy katują swoje rodziny, każdego dnia leją bliskich do nieprzytomności, ale przecież żaden klaps w tyłek nigdy nikogo nie zabił. Ja też dostawałam, może nie było to jakoś super często i gęsto, ale zdarzały się dni kiedy dostałam pasem. I szczerze dzisiaj nie mam o to żalu, nie odczuwam też żadnego urazu psychicznego. Zgadzam się z Sandrusią - trzeba mieć wyczucie i wiedzieć na co i kiedy można sobie pozwolić ;)
    "Jak się kogoś naprawdę wkurzy, zrani, wbije mu nóż w plecy, to trzeba się liczyć z tym, że taki ktoś odda." -> cudowne zdanie. Po prostu takie... życiowe. Co prawda zdarzają się osoby, które wolą przemilczeć, spuścić i głowę i dawać sobą pomiatać, ale ja, podobnie do Sandry bym oddała. Może to efekt przeżyć, może wychowania, ale również bym oddała (nie mówię tutaj o biciu, ale o samej konieczności oddania tego zła, które sama dostałam).
    Sandra pomimo tego, że niby jest zimną suką, to potrafi być lojalna, wierna i pełna przyjaźni. Wie czego może oczekiwać zarówno od Piotra jak i od życia i tego się trzyma. Nie wymaga niczego ponad, nie chce związków, niszczenia rodzin i budowania nowych. Ona po prostu ma swoje zasady, swoje poglądy, trzyma się ich i jest w tych odczuciach bardzo stała. W tym rozdziale bardzo mi się podobała i polubiłam ją. Chciałabym aby została taką postacią, z takim charakterem i takimi poglądami :) Po prostu dla mnie jest idealna.
    P.S Piesek i kotek jako dzieci <3 Od razu wyczułam, że mówiąc o syneczku oraz córeczce mówi o zwierzakach.
    P.S2 Nie wiem jak zachowałabym się na miejscu Sandry odnośnie jej ojca. Na pewno nie jest jej łatwo z takimi a nie innymi wspomnieniami o ojcu, ale skoro człowiek umiera... Na prawdę nie umiem sobie tego wyobrazić. Jakąkolwiek jednak decyzję podejmie, mam nadzieję, że będzie dla niej jak najbardziej odpowiednia.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, ha, syneczek i córeczka, piesek i kotek pozwalają Sandrze wykorzystać instynkt opiekuńczy i macierzyński. Ona twierdzi, że ma serce z kamienia, chce pokazać, że twarda z niej kobieta, że nie bawi się w sentymenty, ale wydaje mi się, że to taka jej poza. Myślę, że Sandra wytworzyła wokół siebie taki mur, który ma ją ochronić przed zranieniem. Pomimo, że już dawno dorosła, to nadal tkwi w niej żal do ojca, że zostawił ją i jej matkę, a stworzył nową rodzinę z kochanką. Nie dziwię, że ma żal, każdy by miał, ale Mateusz nie jest niczemu winien, jak to się mówi, sam na świat się nie prosił. Wyjaśniło się skąd Mati i Piotr się znają. Nie wiem, jakbym postąpiła na miejscu Sandry, ona odmówiła ojcu pomocy i sama siebie utwierdza w tym, że podjęła słuszną decyzję, a ja sama nie wiem, chciałabym wierzyć, że potrafiłabym odsunąć żal i pretensje i pomóc, chociaż spróbować, dla spokoju własnego sumienia. Mam tylko nadzieję, że Sandra podjęła słuszną decyzję i nie będzie miała wyrzutów sumienia.
    Ja nie zgodzę się z Sandrą, że bicie dzieci jest w porządku, dla mnie nie jest, to tylko wyraz frustracji i bezsilności dorosłych w stosunku do dziecka. Chociaż muszę przyznać też rację, że od jednego, czy dwóch klapsów dziecko nie umrze, tylko nie do końca byłabym pewna tego umiaru, bo gdzieś w końcu może zatracić się ta granica, możemy mieć gorszy dzień i za mocno takiemu dziecku przyłożyć i co wtedy?
    Sandra nienawidzi ojca i ta nienawiść przeniosła się na Mateusza i jego matkę, bo dziwka dobrała się do rozporka żonatego, ale ona też sypia z żonatym, to nie jest do końca tak, że jest niewinna, bo ona wcale nie chce odebrać Magdalenie męża, a Kaśce ojca. Co z tego, że ona tylko z nim sypia, a nie chce go na stałe, ona w pewien sposób też rozbija rodzinę, bo jak Magda się dowie, że jest zdradzana to zapewne będzie się chciała rozstać z Piotrem, a powodem tego będzie zdrada, właśnie to, że Sandra dobrała się do rozporka jej męża. Oczywiście nie można tylko Sandry za to winić, bo Piotr też ma w tym swój udział, a także i Magdalena po części, bo zaniedbuje męża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sandra mnie rozbawiła, tym jak cieszyła się, że będzie miała posprzątane, bo Piotrek to za nią wszystko odwali, tak mała rzecz, a tak cieszy, do tego stopnia, że mu laskę roku zrobi, ha ha. Zgadzam się z Lamią, seks jest najlepszym lekarstwem na wszystko.
      W obecnych czasach ćpanie i chlanie stało się dla niektórych normalnością, codziennością i tak jak napisała Mała Migotka świat stanął na głowie i potrzeba by naprawdę jakiejś bomby, żeby wszystko wróciło do normy. Piotrek ma rację, że winni są i ci co biorą i ci co dilują, bo jakby nie było tych pierwszych, to ci drudzy nie mieli bo odbiorców.
      Piotrek zamiast porozmawiać z Magdaleną na temat zachowania Kaśki to poszedł żalić się do kochanki. Nagadał Kaśce, żeby poszła szukać prawdziwego ojca, a teraz ma wyrzuty sumienia, myślę, że niesłusznie, bo smarkuli się należało kilka gorzkich słów. Sandra twierdzi, że ona za takie zachowanie to by taką córeczkę strzeliła, ale tak naprawdę, to nie wiadomo do końca jakby postąpiła, bo łatwo ferować wyroki, kiedy nie jesteśmy w takiej sytuacji.
      Piotrek pomimo, że rodzice go nie chcieli i oddali babci, to i tak ma całkiem miłe wspomnienia z dzieciństwa. Niezły nicpoń z niego był, ale nic w tym dziwnego, zdrowe i żywe dziecko, wyobraziłam sobie umorusanego chłopca i starszą panią łapiącą się za głowę i krzyczącą skaranie boskie z tym dzieciakiem.
      Faktycznie kiedyś były inne czasy, dzieci same chodziły na podwórko i nie były tak niańczone, były bardziej samodzielne, a teraz siedzą przed komputerami , konsolami, a rodzice gonią za forsą, żeby zarobić na te komputery i konsole. Ja byłam takim niańczonym dzieckiem, co prawda rodzice mnie do szkoły nie odprowadzali, ale starsi bracia zostali tym obciążeni, z czego wychodziły nieraz całkiem śmieszne sytuacje, mamy co teraz wspominać. Pomimo niańczenia sama wychodziłam na podwórko i ciągle ginęłam, co do dziś dnia jest mi wypominane przez braci, bo musieli mnie szukać.
      Przyszło mi do głowy, że babcia nie wybaczyła Piotrowi, że oddał swojego synka Bartusia, bo w części, kiedy Szmit był u Kornelii w domu i nazwał Antka Bartusiem, było jego wspomnienie starszej pani i skrzyni z zabawkami zamkniętej na kłódkę. Tylko w takim razie co stało się z mamą jego synka?

      Usuń
    2. Napisałaś Bernisiu, że: „W obecnych czasach ćpanie i chlanie stało się dla niektórych normalnością, codziennością i tak jak napisała Mała Migotka świat stanął na głowie i potrzeba by naprawdę jakiejś bomby, żeby wszystko wróciło do normy". Tak się zastanawiam, co należy rozumieć przez "normę"? To co my uważamy za normę byłoby niedopomyślenia jeszcze w czasach naszych dziadków czy pradziadków. Świat idzie naprzód i każde pokolenie uważa, że świat stanął na głowie. Tego się nie powstrzyma. Wydaje mi się, że najważniejsze jest aby w tym wszystkim się nie zatracić i zachować zdrowy rozsądek. Trzeba mieć swój rozum i rozróżnić dobro od zła.

      Usuń
  4. Sandra to żeński odpowiednik Szymona z otchłani szarości z tymi swoimi poglądami, choc jeszcze gorsza, go Szymon jest przynajmniej inteligentny, a Sandra nie do konca w tch autorytarnych osadach szczera. Chodzi o to, ze twierdzi, iż młodzież zada nie wiadomo czego itd, a sama wykorzystuje dobroć Piotra i zachęca go do robienia obiadu i sprzątania.naprawde nie mam pojecia, co on w niej widzi, podejrzewam, ze musi byc zajebista w seksie i robic naprawdę dobre te laski. Mam jednak nadzieje, ze niedługo ją zostawi i nie chodzi tyko o to,że ma zonę. Czekam na cd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę tak, ma zbliżone do niego poglądy, ale Szymon jest znacznie w nich gorszy (o tym dowiesz się czytając). Szymon z Otchłani ma podobne poglądy jak Anka z Otchłani, bo to było konieczne by mogli sobie dysputować na złość Magdzie i Marcinowi ;-)
      Ubawiłem się czytając twój komentarz, bo bardzo fajnie, że o Sandrze każdy ma jak na razie inne zdanie. Zobaczymy kto z was zmieni opinię o niej, i czy w ogóle ktoś zmieni.
      A o jej decyzji, by nie pomóc ojcu, co sądzisz? Oczywiście nie wiadomo czy może mu pomóc, ale nawet się nie przebadała.

      Usuń
  5. Jejku, czytałam z zapartym tchem. ta wymiana zdań, ha raczej monolog Sandry z jakimiś małymi uwagami Piotra przykuł moją uwagę na dłużej. Sandra to osoba twarda, albo taka, która chce taką zgrywać. Podoba mi się jej charakter, to w jaki sposób postrzega świat. Naprawdę dobrze wykreowana postać według mnie oczywiście ;D Choć nie zgadzam się z jej światopoglądem w 100% (nie potrafię określić na ile, więc takie określenie będzie trafne) to sama postać, jako postać, mnie zaintrygowała. Uśmiechnęłam się nieraz, kiedy głosiła te swoje wywody na przeróżne tematy, zaczynając od rodzicielstwa, po Hitlera i ojca ;)
    Strasznie to było słodkie, kiedy tak się ucieszyła na propozycję Piotra, że ten jej posprząta w kuchni i ugotuje obiad. Musi jej brakować takiej męskiej ręki w domu, skoro tak się ucieszyła ;)
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza
    polowanie-na-magie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. I wreszcie znalazłam czas na nadrabianie zaległości :P Szkoła wykańcza, ale nie o tym tu teraz mowa xD Dowiadujemy się teraz nieco więcej o Piotrze. Nie miał łatwo (rodzice mieli go gdzieś) jednak była jedna osoba, która naprawdę kochała tego "nicponia", czyli babcia. Niestety musiał zrobić coś okropnego (co było opisywane wcześniej, czyli albo zabił brata lub nie wiem xD) i tego babcia nie była w stanie mu przebaczyć. Więc również wiadomo skąd Matiego zna Piotr. Jestem bardzo zdziwiona, gdyż na taki pomysł bym nie wpadła :P Nie popieram w pełni metod Sandry, ani tego w jaki sposób odnosi się do swojego ojca, lecz trzeba też ją trochę zrozumieć. Przeżyła ciężki okres w swoim życiu kiedy ojciec zostawił jej matkę i odszedł do innej kobiety, z którą miał syna. Niszczył psychicznie jej matkę i skąpił na alimentach w skutek czego zdarzało im się, że nie miały co zjeść. Ten mężczyzna moim zdaniem jest podłym bydlakiem, który ogląda się to za nowymi kobietami jak żona mu się znudzi. Rozumiem, iż nie chce mu pomóc, ale do Mateusza nie powinna mieć żalu. On nie jest winien tego, że ojciec Sandry wpakował się do łóżka z Matiego matką. Chłopak jest tylko owocem romansu ich rodziców, ale nie jest przecież temu winien, bo nie było go na świecie jak jego matka zabawiała się z ojcem Sandry. Nie stał nad ich łóżkiem i do niczego ich nie namawiał, bo jeszcze wtedy nie istniał więc bez przesady. Najbardziej rozśmieszył mnie fakt, iż "dzieci" Sandry to pies i kot xD
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam Lex May

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyżby udało mi się nadrobić zaległości...? Ech... Teraz będę musiała czekać na nowy rozdział ;>
    Też to zauważyłam. Gdy byłam dzieckiem, szybko wracałam do domu, jak najszybciej odrabiałam lekcje, by móc wyjść na dwór i siedzieć z kolegami do wieczora, gdy trzeba było wracać do domu... Mieliśmy własne bazy, bawiliśmy się w diabła, rekina, chowanego, łaziliśmy po drzewach.
    Dzieci teraz siedzą tylko przed komputerami - i jest to strasznie przykre.
    ,,Przecież masz kluczę" klucze ;>
    Ciekawe, co też zrobił ten Piotr, że babcia nie mogła mu tego wybaczyć?
    Dowiadujemy się więcej o przeszłości Piotra. To bardzo dobrze. Zawszę lubiłam zagłębiać się w przeszłość bohaterów ;)
    ,,Przepraszam jeśli uraziłam, ale kurwa pierwszy zacząłeś" Przepraszam, jeśli ;>
    Jakoś nie pałam sympatią do Sandry. Rozumiem, że jest dla Piotra pewnym rodzajem ucieczki - zwraca się do niej, gdy sobie z czymś nie radzi lub inaczej, gdy chce o czymś przestać myśleć.
    Czy jest to dobre...?
    Trochę się zdziwiłam, że na swoje zwierzaki mówi synek i córeczka... To trochę dziwne XD
    Tym razem niestety krótko, bo śpieszę się do teatru ;>
    Bardzo przyjemnie czyta mi się to opowiadanie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału :>
    Pozdrawiam!
    nowa-w-hogwarcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, początek mam nie miły, bo to do tej pory jedyny jakikolwiek błąd, jaki dostrzegłam podczas czytania ;p "– Przecież masz kluczę –" raczej "klucze", bez ''ę" :D
    Nie spodobała mi się od początku jakoś postać Sandry, pewnie w większości dlatego, że występuje tu jako kochanka Piotra, który przecież ma żonę! No i dziecko, chociaż nie jest biologiczne, to jednak dziecko, które kocha. Spodziewałam się raczej też tego, że Szmit da sobie spokój z Sandrą, skoro z Leną już zaczęło się lepiej układać, a ten jednak musi baraszkować na lewo i prawo z nią, no niech by to szlag, nie podoba mi się to xD Mam nadzieję, że rodzinka się nie rozpadnie, bo bym normalnie chyba wyszła z siebie i stanęła obok.
    Ps. Długo nie mogłam ogarnąć, że chodzi o kota i psa XDD

    OdpowiedzUsuń
  9. Sandra raczej nie jest taka zimna, myślę że ona tylko gra taką twardą. Nie popieram jej zdania na temat metod wychowawczych, bo uważam że dzieci wynoszą z domu zachowanie. Piotr jest jak na razie fajny choć trochę nie fair w stosunku do żony. Mam nadzieję że on się ogarnie i da sobie z nią spokój.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Przecież masz kluczę – przypomniała trzaskając drzwiami i to dwukrotnie, bo za pierwszym zamek nie zatrybił." klucze
    "Obrazek miał głębie i optycznie dawał wrażenie jakby można było w niego wejść" głębię
    "Sandra i tym razem wyczuła, że nabija się z jej syneczka, dlatego trzepnęła go otwartą dłonią w ramie" ramię
    "Państwo gówno daje samotnym matką," matkom

    Sandra to postać zdecydowanie skomplikowana, aczkolwiek moje odczucia wobec niej są raczej negatywne, ma w sobie coś, co odrzuca czytelnika, może to rola jaką pełni - zazwyczaj nie lubimy osoby, która jest przyczyną zdrad małżeńskich, i sympatyzujemy z ofiarami, bo przecież one są na tej straconej pozycji, oszukiwane i ośmieszane w pewnym stopniu. Nie mogę zaprzeczyć, że u mnie też tak jest.
    Sandra emanuje pewnością siebie, swojego rodzaju stanowczością i chyba wie, czego chce, a czego nie chce od życia. I pojawia się pytanie - czy na pewno? czy nie jest to jednak skrupulatnie utkana zasłona, by nie objawiać przed światem sowich prawdziwych pragnień, które być może siedzą gdzieś głęboko, ale boi się tego, co będzie, gdy zostaną one uzewnętrznione. Być może właśnie tak jest. A być może nie i Sandra naprawdę ma takie usposobienie. Tego jeszcze nie wiemy.
    Jedyne, z czym zgadzam się w jej słowach, to częściowo te o wychowaniu i stanowczości w ocenie zachowania Kaśki - myślę niemal tak samo. Co do reszty, musiałabym dłużej pomyśleć i zastanowić się, czy taka obojętność, a czasem wręcz nienawiść do ludzi, nie przynosi z czasem większych szkód niż korzyści. Ale to kwestie sporne, bo każdy na świat patrzy inaczej.
    No i już wiemy skąd Piotr zna Mateusza; przyznam, że był to fakt dla mnie zaskakujący, i ciekawi mnie co z tego wyniknie.
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że polubie Sandrę. Genialna laska z niej, świetna jest naprawdę i ma mega poglądy, a może tylko mnie się tak wydaje, bo mam podobne XD
    Ogólnie nie dziwię jej się, że nie chcę pomóc ojcu, zresztą co to za ojciec, raczej dawca plemnika, popieram jej decyzję. Oczywiście Piotrusia zdziwiła, bo ten taki dobry, ciepły, z serduszkiem. A jak tam kiedyś przyznał, że jest za równouprawnieniem to normalnie padłam. Chyba niewielu mężczyzn to popiera, chociaż może mnie się tylko tak wydaje, bo otaczają mnie sami tacy co twierdzą, że to głupota.
    Miło ze strony Piotra, że posprzątał Sanderce mieszkanie. On mi się momentami taki niewinny wydaje,taki śmieszniutki jak przy tym
    ,, -Zrobię Ci laske życia
    -Nie po to posprzątałem byś... "

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspomnienia Piotra o pełnych placach zabaw, dzieciach wysiadujących na klatkach schodowych i stanie w gigantycznych kolejkach do najlepszej huśtawki albo najwyższej zjeżdżalni na placu zabaw. Przez moment czułam się jakbym widziała swoje dzieciństwo, niestety te czasy już były i nie powrócą. Teraz dzieci wychowuje się inaczej, bardziej nad nimi roztacza klosz i nawet nie puszcza na podwórka i place zabaw bez opieki dorosłych, a za moich czasów to była norma. Ja też w wieku siedmiu latek zostawałam sama w domu i nie było to niczym dziwnym, ani dla naszej rodziny ani dla sąsiadów, a mnie się podobało. Oglądałam sobie wtedy bajki, albo przychodziła do mnie koleżanka i kolorowałyśmy karteczki z bajek, takie co się je kolekcjonowało - obrysowywałyśmy pisakami brokatowymi linie! To była genialna zabawa na długie godziny, a ile się przy tym nagdałyśmy, nakłóciłyśmy i w ogóle... bezcenne wspomnienia i trochę szkoda mi obecnych dzieci, że przesiedzą dzieciństwo w szkołach, na zajęciach dodatkowych, albo z mamusiami za rączkę, gdy już się gdzieś wybiorą, ewentualnie przed komputerem. Dzisiejszym dzieciom brak swobody, samodzielności i nawet odwagi, są często takie niezdarne, wstydliwe, trzymające się maminych spódnic - widzę takich w pracy, patrząc przez ladę.
    Choć z Sandrą się nie zgadzam i nie wyznaje jej poglądów, to mi się one podobają. Nie poparłabym jej, ale też nie umiałabym strasznie skrytykować. Jest fajną postacią, dodaje powiewu świeżości. Podoba mi się jej decyzyjność, bałaganiarstwo, zwierzaki i wszystko mi się w niej podoba, choć nadal uważam, że Piotr z nią sobie życia nie ułoży, z Magdą też nie, więc być może istnieje szansa, że z Kornelią, albo może Agnieszką? (patrz jak go swatam).
    Wiedziałam, ze Piotra i Mateusza nie łączą żadne geny, czułam to w kościach!

    http://takamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdzieś we wcześniejszych rozdziałach pojawiła się już Sandra, a ja nie pamiętam, jak dokładnie ją oceniłam. Nie wiem, czy na plus, czy na minus, dlatego przypuśćmy, że tamten komentarz nie ma żadnego znaczenia. Bo Sandra pomimo tego, że niektóre z jej poglądów są zbyt prostolinijne, to nie jest złą kobietą. Można odnieść takie wrażenie, kiedy wie się jedynie, że zdaje się z żonatym facetem. Ale na tym nie kończy się cała jej osoba. Ona nikogo nie zdradza. Nie zaniedbuje dzieci, nie udaje kochającej matki i żony. Jeśli chodzi o uczucia, to podejrzewam, ze ciężkie byłoby dla niej okazanie pozytywnych uczuć. Nie wiem, skąd u mnie takie podejrzenie, ale po prostu Sandra nie wydaje mi się kobietą, która widząc dziecko płaczące, bo się przewróciło, podeszłaby do niego, przytuliła i powiedziała: 'Kochanie, wszystko będzie dobrze. Do wesela się zagoi.'. Nie umiem sobie jej wyobrazić w takiej sytuacji ;D Ale to nie znaczy, że jest zła. Zdecydowanie zyskuje przy bliższym poznaniu.
    Tutaj to Piotr wychodzi na tego złego, bo to on ma żonę i dziecko, które okłamuje. Ale nie będę wygłaszać oklepanych tekstów na temat moralności, bo moralności na tym świecie jest coraz mniej.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dużo Sandry tutaj mamy. I już wiemy, skąd znają się Mati z Piotrem. Ciekawie się poznali, nie powiem. W każdym razie… Sandra. Taka twarda z niej babka, ma swoje zdanie i już. Myślę, że dziecko dobrze by wychowała. Nie byłoby taką ciapą, faktycznie. Co do technologii… Sama pamiętam swoje dzieciństwo, a nie było to tak dawno, w końcu mam osiemnaście lat. Klasy, państwa miasta, ganiak, chowanego, guma… Inna rzeczywistość, a teraz to co. Moje dwie młodsze siostry mają swoje tablety, a jedna to nawet i własnego laptopa! Jakieś gry nowiusieńkie… Paranoja. Nie ma „mogę pobawić się do 20?”, tylko „mogę być na kompie dłużej?”. Straszne to wszystko, w złym kierunku to idzie.
    A, co mnie jeszcze ciekawi... Czemu babcia Piotra wyrzuciła?
    CM Pattzy

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawą sprawą było spojrzenie na Piotra przez pryzmat jego dzieciństwa. Zmienił się, to pewne, ale nadal ma w sobie coś z młodego chłopaka – poczucie humoru, chociaż to bywa czasami dość specyficzne. Sama kwestia dzieciństwa i tego, jak zmienił się świat, również mi się podobała, tym bardziej, że czasami nad tym ubolewam. Cóż, trudno oceniać co jest dobre, a co nie, ale bez wątpienia wiele się zmieniło; zawsze tak było, jest i będzie. Sama nie raz czuję się oderwana od własnych czasów, bo jak patrzę, jak zachowują się moi rówieśnicy… Ech, dla niektórych szkoda słów.
    Piotr miał trudne dzieciństwo, pozbawione rodziców, ale za to z kochającą babcią. To również mi się podoba – to, że Twoi bohaterowie są tak różni, doświadczają wielu rożnych sytuacji, podchodzą z odmiennych rodzin. To nadaje całej historii realizmu, który jest tu wręcz wymagany; „Spróbuj” jest o życiu i tyle.
    Dlaczego nie jestem zdziwiona tym, że pojechał do Sandry? Czasami zastanawiam się, gdzie to wszystko zmierza, ale to pewnie okaże się czasem. Ma Magdę, ale… Och, no i jaki pedantyczny ;] Z Sandrą bardzo się od siebie różnią, ale chyba właśnie to napędza ten związek – uzupełniają się na swój sposób, chociaż nie ma tu tego uczucia, które łączy Piotra i Lenę.
    Sandra ma psa? Sama się ich boję, ale ten chyba akurat jest całkiem uroczy, chociaż… nie lubi Piotra. Albo raczej jest po stronie swojej właścicielki. Swoją drogą, te ich przekomarzania są całkiem ciekawe, nie ma co. No i pan Szmit dał się wykorzystać jako sprzątaczka? :D Przynajmniej miał ciekawego partnera do rozmowy – nie ma jak mały kociak, którego tak łatwo można przekupić mlekiem.
    Mam mieszane uczucia co do poglądów Sandry. Po części się zgadzam, zwłaszcza, że jeśli nie chce mieć dzieci, wtedy faktycznie lepiej żeby nie została z matką. To dobre podejście, chociaż tak się zastanawiam, czy kiedyś nie zacznie żałować swojej decyzji. Rodzicielstwo to poświęcenie, które jest tego warte – przynajmniej jeśli ktoś naprawdę tego chce. Niektórzy dla posiadania dziecka zrobiliby wszystko, zwłaszcza kobiety, ale Sandra… Tak więc rozumiem i nie rozumiem za razem. Inaczej jest z kwestią bicia, choć i tu nie przeczę, że nie każda gwałtowna reakcja to przemoc. Po prostu mentalność się zmienił, a ludzie często widzą w zachowaniu innych to, co chcą zobaczyć. Szkoda, że nie raz łatwiej jest zareagować na nawet niewinny klaps niż na prawdziwie patologiczną rodzinę…
    Chwilowo próbuję wyjść z szoku, kiedy przeczytałam kim jest Mateusz. Brat Sandry! No to się porobiło, bo zdecydowanie bym nie powiedziała. Co zresztą wyjaśnia, dlaczego wydawał się znać Piotra, skoro ten wyrzucił go z mieszkania kochanki. Najwyraźniej rodzeństwo nie ma zbyt dobrego kontaktu, Sandra chyba ma żal do Mateusza za to, co zrobił ich ojciec… Trudna sytuacja, nie ma co. Poza tym te wzajemne relacje mogą to i owo skomplikować. Jeśli zaś chodzi o ojca Sandry… Może i ja mam serce z kamienia, ale jej reakcję rozumiem, popieram i sama zrobiłabym to samo. Tatuś nagle się znalazł, bo dawcy szuka? Och, ludzie, godności!
    A to ci nagroda za sprzątnięcie kuchni… Niech się bawią. ;)
    Na koniec dwa błędy, które wpadły mi w oczy:

    „– Przecież masz kluczę – przypomniała trzaskając drzwiami i to dwukrotnie, bo za pierwszym zamek nie zatrybił.” Mała literówka; klucze.
    Z resztą, jak się nie podoba, to wynajmuj hotel na nasze schadzki […]”. Zresztą razem, przynajmniej w tym znaczeniu.

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czyli Piotr też z rodziny patologicznej, no nie ma co ;p A nazywanie zwierząt domowych "syneczkiem" jest tylko obrzydliwe :D No i śmieszy mnie to, że taka osoba daje mu rady w sprawie wychowywania dzieci. Ona jest przeciwko nowoczesnym modelom, no pewnie... bo dać dzieciakowi w mordę jest najłatwiej. Stłamsić, poniżyć i trzymać w ryzach jest łatwo kiedy jeszcze taki gówniarz ci nie podskoczy a potem już go trzyma sam strach. Ale komuś to na dobre wyszło? Nie.
    "Jestem przeciwny stosowaniu przemocy wobec dzieci, wobec w ogóle kogokolwiek jej stosowaniu." bla bla bla, sam stosował przemoc, kłamca jeden ;p

    No i jeszcze dodam, że moim zdaniem jeśli dzieci wyrastają naprawdę na niewdzięczne bachory, to najczęściej jest to wina rodziców, którzy albo właśnie traktowali jak jajko albo w drugą stronę każdy konflikt załatwiali krzykiem i ustawianiem do pionu.
    W ogóle wszystko to, co gada ta kobieta jest tak żałosne, że najchętniej bym nią wytarła podłogę haha. Ja wiem, że ona pewnie ma mieć taką kontrowersyjną osobowość, ale nie kryje się za tym niestety żadna mądrość. Swoją drogą - dziecko nie jest własnością rodziców, więc nigdy nie będzie tak, że wprowadzi się totalną samowolkę w wychowywaniu. Poza tym ta jej wiedza to chyba z telewizji się bierze, bo nie słyszałam jeszcze o przypadku, w którym rodzicom odebrano dzieciaka, bo jechał sam autobusem.
    Do tego wszystkiego ona jest koszmarną hipokrytką i tutaj akurat rozumiem, że Piotr się wkurzył (chociaż sam jest hipokryta, bo zgrywa świętego, a zwykły z niego zdrajca). Ona uważa, że skoro nie chce związku, to nic nie psuje. Ale to niby zniszczyć małżeństwo można tylko poprzez zaproponowanie związku? Zdrada to nie dość? Zabieranie czasu, który powinien spędzać z rodziną to nie dość?

    Taka tam chaotyczna wypowiedź pod wpływem emocji podczas czytania, a tak w ramach podsumowania - dla mnie ta Sandra jest głupia po prostu i wcale nie ma tego serca z kamienia, jedynie stworzyła taką pozę, żeby żyło jej się łatwiej. Bo łatwiej jest udawać, że świat jest przeciwko tobie, a to ty masz zawsze rację. Zgadzam się w kwestii tego, że nie musi ona bynajmniej dawać nic ojcu, który miał ją gdzieś. Ale te jej światopoglądowe wywody były na poziomie podłogi i żal serce ściska, jak się takie coś czyta.

    Musisz tylko uważać na błędy, bo kilka razy rzuciły mi się w oczy takie niedopatrzenia
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń