Antoś
zaparkował swoją bryką na blokowej klatce schodowej, gdzie
mieściło się mieszkanie jego dziadków. Kiedy tylko to uczynił
ponownie wybiegł przed klatkę, usiadł pupą na progu, przed samym
zjazdem przygotowanym specjalnie dla wózków i rowerów. Uczynił
sobie z niego zjeżdżalnie, a gdy dotarł na sam dół i wszedł
ponownie na górę, to sam sobie zabił brawo przed kolejnym
zjechaniem. Mały Antek miał ku zabawie na schodach dużo okazji, bo
jego młodzi rodzice byli zajęci sobą, a konkretnie wylewaniem
własnych żali i przelewaniem ich na siebie nawzajem.
–
Tośka
miałaś pilnować! – warknął Mati w końcu i nachylił się po
syna by go wziąć na ręce.
Blondynek
widząc co się święci umknął ojcu i pobiegł przed siebie. On
chciał się jeszcze pobawić na „zjeżdżalni”, a nie iść do
dziadków, którzy jedynymi zabawkami jakie posiadali, nie kazali się
mu bawić.
Antek
wbiegł po schodach umiejscowionych przed inną klatką, nie tą
należącą do rodziców Mateusza i tam, także zjechał. Był z tego
faktu wielce zadowolony, a humor dodatkowo mu poprawiał nieporadny
ojciec, który wszelkimi możliwymi sposobami, starał się go
nakłonić do tego by w końcu weszli do klatki i udali się na
trzecie piętro. Tosiek uciekał zawsze do kolejnej „zjeżdżalni”
i ani myślał słuchać ojca.
–
Weź
go na ręce i chodź już! – krzyknęła Kornelia, ciągle
trzymająca drzwi, by te się nie zamknęły.
–
Ale
kiedy on nie chce! – odkrzyknął Mateusza, a blondynek ponownie
usiadł na szczycie zjazdu do wózków i zsunął się po nim na sam
dół.
–
Mateusz
bo on będzie miał całe spodnie brudne!
–
Antek!
– wrzasnął w końcu brunet na chłopca, a ten stanął jak
wmurowany w podłogę, ale tylko na krótką chwilę. Smutną minkę
też miał przez dosłownie moment, bo zaraz wzruszył ramionkami i
się rozpogodził.
Osiemnastoletnia
Kornelia widząc poczynania swojego chłopaka oraz syna, najpierw
przewróciła oczami, a potem sama pofatygowała się po Antosia,
który właśnie bił sam sobie brawo i cieszył się w głos, że po
raz kolejny udało mu się zjechać. Śmiech chłopca ucichł i
został zastąpiony płaczem, w chwili, gdy jego matka także zabiła
brawo, tyle, że jej dłoń zderzyła się z pośladkami dziecka. Co
prawda Antka to nie bolało, bo nosił pampersa, który skutecznie
amortyzował uderzenia, ale malec przestraszył się huku, jej miny i
tego, że szarpnęła go za rączkę, mówiąc:
–
Idziemy.
Zbulwersowany
był też Mateusz:
–
No
co ty mu zrobiłaś?! – krzyknął. – Nie klepaj go, on jest
mały, obijesz mu coś. – Mężczyzna przykucnął i zawołał
synka do siebie.
Nieco
ponad półtora roczniak się w niego wtulił i tłumaczył ze łzami
cieknącymi po pyzatych policzkach jaka to mama jest be i aty.
Kolejnym
przystankiem na drodze małych rodziców z dzieckiem, byli państwo
Mirkiewicz, czyli dziadkowie małego Antoniego. Chłopiec gdy znalazł
się w ich przedpokoju, to przestał płakać, bo w jego dłonie
trafił biały, lukrowany pierniczek. Nie był pewny od kogo dostał
ciastko, bo ono jakoś tak nagle trafiło jego posiadanie, ale był
bardzo szczęśliwy z faktu, że je otrzymał. Uczynił sporego jak
na niespełna dwulatka gryza i ruszył do przodu bujając się niczym
żul, albo nakkoksowany gimnazjalista udający ochroniarza. Nie
doszedł nawet do pokoju, a ojciec pochwycił go pod pachami, usadził
na krzesełku i zaczął zdejmować buty. Normalnie by to Antosiowi
przeszkadzało, ale teraz miał przecież swojego pierniczka, więc
wszystko inne stało się zupełnie nieważne.
Kornelia
w tym czasie skierowała do rodziców swojego chłopaka,
grzecznościowe:
–
Dzień
dobry. – Były to oczywiście słowa, które z ledwością przeszły
jej przez gardło, bo w duchu życzyła rodzicom Matiego jak
najgorzej.
Blondynka
nawet nie lubiła odwiedzać swych niedoszłych teściów, bo ci na
każdym kroku wypominali jej, że nie skończyła szkoły,
nieodpowiednio zajmuje się dzieckiem, u Antka zawsze dostrzegali
jakąś wadę jeśli nie wymowy, to w tym jak stawiał kroczki, na
dodatek jej kazali ciągle coś robić, i jeśli nie było to
krojenie ciasta, to na bank było parzenie herbaty.
Korni
ledwie pomyślała o herbacie, a już usłyszała:
–
To
ja pobawię się w wnukiem, Sławek musi leżeć, to może ty dziecko
zrobisz herbatkę?
–
Oczywiście
– warknęła siląc się na miły ton, co oczywiście jej nie
wyszło.
Mateusz
wejrzał się na dziewczynę z pretensją, a ta jedynie prychnęła
pod nosem i uśmiechnęła się złośliwie. Poszła do kuchni, by
znaleźć pudełko z herbatą. Nie odnalazła go i wtedy sobie
przypomniała, że rodzice Mateusza mają zaparzacz i kupują sypaną
w granulkach albo liściastą. W myślach uznała iż robią tak
pewnie specjalnie w oczekiwaniu na jej przyjście, oby jej życie
utrudnić.
Kiedy
Kornelia krzątała się po obcej kuchni, jej synek stał przed
starą, ale zadbaną i wyglądającą niemal jak nowa meblościanką.
Na jednej jej półce, tej dolnej była położona idealnie
wyprasowana, niebieska serwetka, a na niej stały poukładane białe
łabędzie. Chłopiec przyglądał się ich rozmaitym pozom,
czerwonym dziobom i białym plamkom przy oczach. Po jednego, tego
znajdującego się najbliżej nawet wyciągnął rączkę, ale babcia
go za nią pochwyciła i zaczęła go gdzieś prowadzić. Blondynek
ostatni raz, z wielkim utęsknieniem w oczach spojrzał na jezioro
białych łabędzi i znalazł się przed fotelem, w którym siedział
łysy, wychudzony pan. Białaczka wyniszczała już jego organizm,
ale Antek nie znał jeszcze takiego słowa jak nowotwór, ani jego
następstw. Nie bał się tego pana, choć nie wyglądał on dobrze,
a staro i groźnie. Lubił mu siadać na kolanach i słuchać bajek,
z których niewiele jeszcze rozumiał, ale podobało mu się jak go
trąca w klatkę piersiową, mówiąc:
–
Serduszko
pik pik.
Antek
lubił także jak dziadek naciska dwoma palcami za jego nos i udaje,
że trąbi, albo go łaskocze, bo wtedy śmiał się wniebogłosy.
Przez ten śmiech Antek zupełnie zapomniał o porcelanowych
figurkach łabędzi, a kiedy skończył się śmiać na środku
pokoju znajdowała się już skrzynia, z zaokrąglonym wiekiem,
przypominająca piracką. Były w niej same skarby, niegdyś należące
do jego ojca. Tylu nowych zabawek naraz, to Tosiek jeszcze nigdy nie
widział, dlatego nie czekając ani chwili dłużej zaczął się
nimi zajmować, oby nie było im smutno, że tkwią takie porzucone w
starej, zakurzonej skrzyni. Oczywiście Kornelia uznała, że zanim
Mateusz ofiarował taki prezent synowi, to mógł chociażby go
przetrzeć, by się Antek kurzu nie najadł.
–
Przesadzasz
– usłyszała głos teściowej. – Żadne dziecko od odrobiny
kurzu jeszcze nie umarło.
–
Nie
wiadomo czy szczury i pająki po tym nie chodziły – warknęła
nastolatka, zdając sobie sprawę z tego, że skrzynia leżała co
najmniej kilka lat w piwnicy.
– U
nas nie ma szczurów – padła odpowiedź, a zaraz potem na stole
pojawiły się klucze od mieszkania, z czerwoną kokardą.
Kornelia
spojrzała w okulary matki swojego chłopaka, bo ta nosiła bryle
wielkości deklów od słoika i zapytała:
–
Co
to?
–
Mieszkanie,
dla was, na nową drogę życia. Skoro już zdecydowaliście się być
razem, to pewnie i ślub w końcu weźmiecie. Będzie wam lżej, a to
mieszkanie po babci, było do wczoraj wynajmowane więc...
–
Więc?
– dopytywał Mateusz siedzący na dywanie i przypominający sobie
czasy dzieciństwa, wyginając figurkę dziesięciocentymetrowego
żołnierza we wszystkie strony. Upchnął mu nawet w dłoń karabin
maszynowy.
–
Wystarczy,
że się pobierzecie i...
– A
nie wystarcza, że mamy dziecko? – zapytała Kornelia i usiadła.
Uczyniła łyk za gorącej herbaty, ale czuła, że musi czymś zająć
dłonie, aby tej starej krowie liścia nie wykurwić.
To
nie jest tak, że Korni chciała zrobić krzywdę przyszłej
teściowej, choć może jednak trochę chciała, ale kto na jej
miejscu by nie chciał, gdyby w kółko słyszał o konieczności
pójścia do ołtarza, w chwili, gdy wcale, ani trochę nie miałby
na to ochoty?
–
Dziecko
nawet bardziej wiąże ludzi niż jakiś tam papierek – dodała i
już po chwili była zmuszona wysłuchać litanii o tym, czym dla
rodziców Mateusza jest sakrament małżeństwa. Dla Kornelii
oczywiście on był niczym.
–
Nie
zrozum nas źle – przemówił teść, który na drugie imię miał
Piotr i Antoś je po nim odziedziczył. Kornelia, gdy tylko
uświadomiła sobie, że Szmit, nauczyciel, który ją uczy, także
nosi to imię, od razu pożałowała swojej decyzji i zgody na to by
tak nazwać swojego syna. Było jednak już za późno, bo
rejestracja personaliów dziecka została dopełniona. – Antoś to
przesłodki chłopczyk – kontynuował Sławek. – Ale czy komuś,
by to przeszkadzało, gdyby był ślubny.
–
Nawet
jak się pobierzemy, to on już nie będzie ślubny, nigdy –
oznajmiła. – Przecież urodził się...
– A
kto to po latach będzie liczył – przerwała jej przyszła
teściowa i machnęła ręką. – Wy i tak wcześniej czy później
się pobierzecie, bo jak dziecko, to ślub jest tylko kwestią czasu.
Chcemy wam tylko ułatwić i przyspieszyć waszą decyzję. W
prezencie ślubnym dostaniecie od nas mieszkanie. Nie ma ślubu, nie
ma prezentu.
–
To
jest szantaż – stwierdził Mati i pokazywał Antkowi swoje
ukochane pluszaki, których jakimś cudem jeszcze mole nie pożarły,
ale maskotki i tak śmierdziały starością i stęchlizną.
–
Może
troszeczkę – przytaknęła matka chłopaka i zabrała wszystkie
pluszowe zabawki. – Powinno się je wyprać.
–
Plać,
plać! – krzyknął zadowolony Antek i czym prędzej pobiegł za
babcią, bo u rodziców jego ojca pralka znajdowała się w kuchni, i
nie była otwierana od góry, tak jak w jego domku, a od dołu i
miała taki duży, widoczny bęben, który się obracał, i który
można było obserwować, gdy się pranie kręciło.
Tosiek
z ochotą więc wrzucał miśki do środka i kręcił ręcznie
bębnem, znikając w nim połową siebie. Kornelii ani trochę się
to nie podobało. Uważała, że jej synek nawdycha się jakiś
detergentów, albo zatruje, gdy po takiej czynności weźmie palce do
buzi. Kolejnym szczytem, był moment, gdy babcia Zuzanna posadziła
wnuka na pralce, otworzyła szufladkę i otworzyła przed nim pudełko
proszku. Tosiek wziął trochę łopatką, która także w nim się
znajdowała i wsypał do szufladki, większość wysypując na
podłogę.
–
Bachło
– skomentował nieco przy tym smutniejąc.
–
Nic
się nie stało – zapewniła babunia i zachęciła chłopca do
tego, by spróbował jeszcze raz.
–
On
nie powinien dotykać takich rzeczy! – warknęła Korni.
–
Czemu?
– zdziwiła się kobieta.
–
Bo
są chemiczne – uświadomiła ją blondynka, stojąca w kuchni i
wspierająca się ramieniem o futrynę.
–
Przecież
mu potem rączki umyję i pilnuję, by do buzi nie dotykał.
–
To
nie ma znaczenia i tak nie powinien...
–
Teraz
to nic tym dzieciom nie wolno. Ja tam jestem za tym by wychowywać
tak jak było kiedyś i od odrobiny błota, kurzu, deszczu i chemii
nie umrze. Zwłaszcza, że chemie jadł litrami i je nadal w tym
mleku w proszku co mu fundowałaś od pierwszego miesiąca, bo nie
chciało ci się dziecka normalnie karmić.
–
Nie,
że nie chciałam, tylko nie mogłam – przypomniała ze złośliwym
uśmiechem.
–
Gdybyś
chciała to byś mogła, ale że ci się do papierosków i piwka
spieszyło, to nie mogłaś. Prawda Antek?
–
Syp
– powiedział, ale chwycił za zamknięcie i usiłował je
przytknąć do pudełka, co bardziej niż na syp, wskazywało
na zamknij.
Kornelia
już miała powiedzieć coś jeszcze. Właściwie to już miała
wybuchnąć, ale ten wybuch został odłożony w czasie przez
Mateusza, który także zaczął krzątać się po niedużej kuchni w
poszukiwaniu kabanosów, które zawsze były w lodówce.
–
Mama
ma rację, przecież pilnuje by nie zjadł, prawda? Ja też się tak
bawiłem w pranie i inne, i jakoś żyję, i jestem normalny.
–
No,
nie powiedziałabym – szepnęła nieuprzejmie.
–
Mknąć!
– krzyknął wesolutko blondynek i popchnął szufladkę, a potem
wcisnął przycisk, na który babcia nakierowała jego rączkę,
pokręcił pokrętełkiem i wcisnął kolejny przycisk, a potem znowu
wylądował pupą na pralce, która zaczynała pracować, czyli lekko
się bujać. Tosiek pisnął ucieszony i zabił brawo swojej nowej
przyjaciółce, jaką bez wątpienia, od tego dnia, stała się
maszyna piorąca.
– W
ogóle to on już mleka nie powinien jeść. Ma zęby, jest duży.
Mógłby już normalnie z wami jadać. Dziś zje obiadek, babcia mu
pokroi i...
Kornelia
przewróciła oczami i już miała powiedzieć, że przecież Antek
je normalnie to co oni, i wcale nie trzeba mu tak mocno kroić bo
ładnie gryzie, ale przecież matka Mateusza wiedziała lepiej co jej
syn je, kiedy, o której godzinie i czym się bawi, chociaż widywała
go średnio raz na miesiąc. Nela jednak zaczęła się odczytywaniem
SMS-a od Agnieszki i postanowiła wykorzystać fakt, że jest Mateusz
i jego rodzice, i wmanewrować ich w opiekę nad Tośkiem.
–
Wyskoczę
na pół godzinki. Poradzisz sobie? – zapytała chłopaka.
–
Jasne,
ale gdzie ty...
–
Właśnie,
jesteś matką, jesteśmy w gronie rodziny. Poza tym gdzie ty się
chcesz szlajać bez męża...
–
Ja
nie mam męża – sprostowała.
–
Ale
masz syna.
–
Tylko
przez waszego syna. Gdyby nie on Antka by nie było. Ja chciałam
aborcji – oznajmiła wprost, zupełnie bez uczuciowo i nie czekając
na to jak sprawa dalej się potoczy i jakie słowa jeszcze padną, po
prostu wyszła.
Zuzanna
spojrzała na swojego jedynaka, a Mateusz w odpowiedzi miał zamiar
tylko wzruszyć ramionami. W końcu jednak poczuł, że musi matce
powiedzieć coś więcej.
–
Pożyczyła
na zabieg i... pojechałem tam po nią. – Wyszedł z kuchni.
Antek
nie rozumiał tego co się wkoło niego dzieje, ale ponieważ wszyscy
byli poważni, to i on przybrał taką, aż za poważną, jak na
swoje nieco ponad półtoraroczku minkę. Rozpogodził się jednak w
chwili, gdy pralka zaczęła wirować, bo wtedy się trzęsła.
Tosiek skomentował to typowo po swojemu, czyli radosnym, dziecięcym,
roześmianym:
– O
oł!
Antoś jest taki pocieszny, uwielbiam swiat z jego perspktywy. Rodzice Mateusza nie starają sie zyskać przyjaźni kornelii, to z pewnością. Zastanawia mnie, czemu młodzi nie chcą ślubu, ale... Cóż, pewnie to i tak na dłuższa metę niw wyjdzie, bo nie wygladaja nawet na zakochanych specjalnie... Najbardziej jednak zdziwiło mnie to, ze Kornelia wyciągnęła na swiatlo dzienne, ze chciała wykonać aborcje. Nie mogę jej za to tak definitywni winić, była bardzo młoda, jednak wydaje mo się, ze kocha swojego syna, więc trochę dziwne, ze w kłótni mowi o tym tak bez emocji. Hm... Ale ciesze sie, ze Mateusz swego czasu ją powstrzymał. Zaczyna, go coraz bardziej lubić. Zapraszam Cię na nowosc na zapiski-condawiramurs :) jestem ciekawa Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńAntoś to fajny dzieciak. Jest taki pocieszny. Kornelia natomiast kocha swojego syna mimo, ze chciała aborcji. Zastanawiam się czemu nie chce ślubu. Rodzice Mateusza są trochę wredni mówiąc że nie ma ślubu,nie ma prezentu, i nawet nie kryją się z tym że nie lubią Kornelii. Zapraszam na buntowniczkę. http://buntowniczkazezlamanymsercem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDobrze, że Mati zdążył przyjechać kiedy Korni chciała usunąć ciążę. Teraz ma kogo kochać i on ją też przecież kocha i egidą, że Antoś sprawia że jest szczęśliwa choć przecież czasami zapewne da jej w kość, jak jak to małe dziecko ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby obraz prawdziwej stereotypowej teściowej? Wszystko wie dużo lepiej od żony (w tym przypadku dziewczyny) swojego syna. Trochę to na pewno wkurza, bo kogo by nie denerwowało, gdyby cały czas słyszał, że wszystko robi źle i ze to jego wina (tak jak to było z tym mlekiem i karmieniem piersią). Poza tym dziecko może bawić się proszkiem do prania? Ja się nie znam ale to jest chyba niebezpieczne.... wiec chyba tylko z chorej przekory tak mówiła ze może się bawić.
Swoją drogą to dobrze, że Kornelia nie w dawała się z nią w niepotrzebna dyskusje, bo chyba o tak teściowa wiedziała by lepiej, prawda?
Ciekawe, co wyjdzie z tym ślubem, choć skoro teraz odnoszą się do siebie tak jak się odnoszą, to myślę, że to nie wyjdzie. Ale mogę się mylić, moze akurat im s i e ułoży ;)
Pozdrawiam serdecznie! I wybacz za błędy, które mogą się lokali, ale pisze z telefonu.
Zuza
polowanie-na-magie.blogspot.com
Antoś jak zwykle przesłodki i przeuroczy, normalnie taki do schrupania. Nieporadność Mateusza względem Tośka wprost bije po oczach, rozbawiło mnie jak Mati próbował złapać synka, a to jego"ale on nie chce", tak jakby sam miał 5 latek i młodszy braciszek nie chciał się go słuchać, haha.
OdpowiedzUsuńDo Kornelii i Zuzanny świetnie pasuje powiedzenie, że " teściowa to nie matka, a synowa to nie córka". Odniosłam wrażenie, że panie uczyniły sztukę z dokopywania sobie nawzajem, tak jakby spotkanie bez wsadzenia sobie szpili, było spotkaniem nieudanym.
Kornelia wszystko co wychodzi od jej niedoszłych teściów traktuje jak atak na swoją osobę, nawet zwykłe zaparzenie herbaty urasta w jej odczuciach do rangi zrobienia na złość, w tym przypadku uważam, że zdrowo przesadza.
Nie rozumiem też postępowania rodziców Mateusza, zwyczajnie szantażują młodych, damy wam mieszkanie, jak się pobierzecie, tylko po co. Ewidentnie nie lubią Kornelii, więc po co na siłę chcą ich zmusić do ślubu, bo tak wypada, bo nie chcą żeby ich wnuczek był nieślubnym dzieckiem? Tu Korni ma rację, Tosiek bez względu na to, czy oni się pobiorą czy nie i tak jest nieślubny. Jak dla mnie to rodzice Matiego nie powinni się wtrącać i nalegać, nie żebym, źle życzyła Kornelii i Mateuszowi, ale oni nie są pewni siebie nawzajem, wieć ślub nie jest najlepszym pomysłem. Myślę, że Kornelia kocha swojego synka, a wypaliła z tym, że chciała dokonać aborcji i gdyby nie Mati to by Antosia nie było, bo bardzo chciała zranić teściów.
Wyjaśniła się sprawa ze skrzynią z zabawkami, uważam, że fajnie, że dziadkowie dali Antkowi skarby Matiego, widać, że obaj panowie ucieszyli sie z zawartości, starszy bo wrócił na chwilę do beztroskich czasów dzieciństwa, a młodszy bo dostał nowe, ciekawe zabawki, nawet jak są trochę zakurzone.
Może mnie ktoś potępi i uzna za nieodpowiedzialną matkę, ale moje dzieci ze mną od małego prały, to znaczy wrzucały ubrania do pralki, wsypywały proszek. Wiem, że to chemia i trzeba bardzo uważać, ale tłumaczyłam, że to jest tylko do prania, że tego się nie je, nie bierze do buzi, tak samo jak leków, bo można bardzo zachorować.Moje córki były tak samo zafascynowane jak Tosiek widokiem wirującego bębna pralki, że czasem trzeba było na siłę zabierać z łazienki, bo mogłyby siedzieć godzinami i patrzeć. Fakt, że kiedy Kornelia zgłosiła sprzeciw, to Mati powinien ja poprzeć, bo to ona jest matką Antosia, nawet jak nie zgadza się ze zdaniem swojej dziewczyny, to powinien stanąć po jej stronie i delikatnie zwrócić uwagę Zuzannie, że woleliby, żeby mały nie bawił się proszkiem, mają do tego prawo, bo są jego rodzicami. A tak to wyszło, że robia sobie na złość byle postawić na swoim, a zakładnikiem, tych ich przepychanek jest małe niewinne dziecko.
Cała ta atmosfera u Korni i Matiego nie bardzo mi się podoba ;/ No ja wiem, że młoda matka, licealistka... A w ogóle to nie wiem skąd mi się uroiło, że ona to w gimnazjum jest?! W pierwszych rozdziałach dam sobie rękę uciąć, że jest napisane o tym, że Szmit uczy w gimnazjum, no i uczy Korni, a tu Korni jest w liceum?! XD Chyba jednak przeczytałam zbyt wiele na jeden raz, jak dla mnie i w efekcie tego tak mi się wszystko teraz miesza XD
OdpowiedzUsuńW ogóle nie rozumiem tej Kornelii, niby mamusia kochana, dba o synka i w ogóle... A nagle wypaliła tak o, po prostu, że ona to chciała aborcji?! Jeśliby naprawdę jej chciała, to po co się tak teraz tym Antkiem przejmować? Trochę to nie idzie ze sobą w parze, ale przyznajmy sobie szczerze, że w tym życiu coraz rzadziej cokolwiek chodzi ze sobą w ładzie i porządku, będąc ze sobą kompletnie zgodne.
Cześć! :D
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam chyba w sobotę wieczorem, ale że czytałam z komórki, to już nie komentowałam, bo ja nieraz takie długie komentarze piszę, a na komórce to bym się tylko denerwowała, więc komentuję teraz i mam nadzieję, że mi to opóźnienie wybaczysz :D
I znów muszę podzielić komentarz na dwie części, jeju kiedyś uznasz, że Ci zaśmiecam bloga xD
Część pierwsza:
Zacznę od tego, że lubię kiedy piszesz o takim małym berbeciu, który nie zdaje sobie sprawy kompletnie z niczego i jedyne co chciałby robić to zjeżdżać na podjeździe dla wózków, niczym na prawdziwej zjeżdżalni. Jakoś tak umiesz się w czuć w świat takiego dziecka i wiesz z której strony to ugryźć aby wyszło świetnie :D. Wczułam się w te poczynania Antka i nawet wyobraziłam sobie takiego Mateusza, który za żadne skarby świata nie może złapać swojego synka i biega za nim w kółko. To nawet taki uroczy widok i aż się uśmiechnąć można do monitora xD
Mateusz trochę się zachował jak Anka, bo ona też taka przewrażliwiona na punkcie swojego syna, a przecież Kornelia krzywdy nie zrobiła Antkowi tym klapsem. Poza tym sądzę, że nie uderzyła na tyle mocno aby dzieciakowi coś odbić, zbić albo nadwyrężyć. Po prostu klaps jak klaps, a chłopak jest przewrażliwiony i zbyt mocno cacka się z maluchem. Jak tak dalej będzie robił to im Antek będzie starszy, tym więcej sobie będzie pozwalał i na głowę ojcu wejdzie, a potem będą pretensje, że maluch rozpieszczony i niczego nie nauczony.
I znów ten słynny schemat z teściami, kiedy to młodzi nie przepadają za rodzicami swojego partnera :). A tutaj się Kornelii nie dziwię, bo nawet mi jej teściowie do gustu nie przypadli. No dobra, teścia jeszcze przeboleję, bo wygląda jak taki typowy, schorowany dziadek, który mimo wszystko cieszy się, że może z wnukiem kilka chwil spędzić i go rozśmieszyć. Natomiast babcia Antka jakoś tak... od początku miałam wrażenie, że to taka sztywna kobieta z zasadami, dla której wszystko musi być tak jak powinno, bo inaczej „co ludzie powiedzą” i w ogóle. Nie dziwi mnie, że teściowa wymusza ślub na młodych, ale moim zdaniem powinna im dać wolną rękę. Przecież jest mnóstwo par, które żyją latami na kocią łapę i ślubu nie biorą bo zwyczajnie nie jest im do niczego potrzebny. Znam nawet pana, który mówi, że on woli siedzieć na kocią łapę, bo jak się trzeba będzie rozstać (a dzisiaj to różnie bywa) to nie będzie miał żadnego problemu, tylko rzeczy swoje spakuje i się wyprowadzi. A tak to trzeba po sądach biegać, opiekę nad dziećmi ustalać i jeszcze majątek dzielić i to wszystko latami się ciągnie. Dlatego uważam, że ślub powinien być decyzją młodych, a matka Mateusza trochę ich pod włos wzięła, bo postawiła warunek – mieszkanie w zamian za ślub.
Tutaj też popieram Kornelię, Antek ślubny nigdy nie będzie (chociaż to i tak nikogo nie interesuje), bo urodził się przed jakimkolwiek ślubem. Moim zdaniem oni nie powinni się pobierać, bo oprócz chorobliwej zazdrości Mateusza i małego Antka, jak na moje tych dwoje niewiele łączy i raczej wątpię aby ich związek przetrwał próbę czasu.
Zdziwiła mnie trochę reakcja Kornelii na te zabawki. Przecież małemu nic nie będzie jak przez chwilę pobawi się starymi zabawkami i zaczęłam się zastanawiać czy jej „obawa” nie jest wynikiem uprzedzenia odnośnie teściów. Tak samo z tą pralką. Kiedy ja mam u siebie dzieciaki brata one również siadały na pralce i wsypywały proszek, wkładały ciuchy, wlewały płyn w odpowiednie przegródki i nigdy nikt nie miał o to pretensji. Skoro Antek robił to wszystko pod kontrolą babci, to dziewczyna powinna dać spokój i pozwolić babci zająć się wnukiem.
Część druga:
OdpowiedzUsuńWidać, że relacje między Kornelią, a mamą Mateusza są bardzo napięte i kobieta nawet o zwykłe karmienie potrafi się przyczepić. Osobiście nie lubię takich osób, ale sądzę, że kobieta robi to tylko i wyłącznie z braku sympatii do synowej. Może nawet uważa, że Kornelia złapała jej syna na dziecko? Nie zdziwiłabym się, gdyby wyciągała takie wnioski.
A wzmianka o aborcji kompletnie mnie nie dziwi. Kornelia jest jeszcze młoda i wiele dziewcząt w jej wieku decyduje się na taki krok. Dlaczego? Głównie dlatego, że boją się samotnego macierzyństwa, życia z dzieckiem i wzięcia odpowiedzialności za drugiego człowieka. Taka nastolatka bardzo często boi się konsekwencji, więc najprostszym sposobem jest aborcja, której ja osobiście nie pochwalam. Z dwojga złego już bym wolała, aby taka dziewczyna urodziła i pozostawiła dziecko w szpitalu albo od razu oddała do adopcji. Ja ogólnie jestem zdania, że nawet jeśli dziecko jest jeszcze płodem, nie ma konkretnego kształtu, wykształconych kończyn i narządów wewnętrznych to ono już jest, już istnieje i żyje. Ma prawo istnieć na tym świecie i aborcja jest dla mnie tym samym co wzięcie do ręki pistoletu i zabicie kogoś z zimną krwią. Różnica jednak polega na tym, że dorosły człowiek w obliczu zagrożenia może się bronić, a takie maleństwo nie jest w stanie i dlatego nigdy nie zaakceptuję aborcji jako sposobu „rozwiązania problemu”.
Cieszy mnie jednak, że Mateusz nie dopuścił do aborcji Antka i mały jest na świecie. Bez niego to opowiadanie nie miałoby kompletnie sensu, a nawet jeśli by miało to zapewne byłoby czegoś brak i byłoby tak smutno.
Ciekawe dokąd Kornelia się wybiera? Chyba powinna zostać, żeby jakoś udowodnić teściom, że jej rzeczywiście zależy na rodzinie i się stara. Ale młodzi jak to młodzi, mają inne priorytety i bardzo mnie ciekawi dokąd nasza licealistka tak chce gnać.
Pozdrawiam!
Każdy ma swoje racje.
OdpowiedzUsuńKornelia sama nie wie czego chce. Chyba niezbyt zależy jej na Mateuszu, skoro nie chce wziąć z nim ślubu. Własne mieszkanie dla młodego małżeństwa to podstawa i powinni się cieszyć, że mają możliwość zamieszkać razem i stworzyć rodzinę.
Czy to był szantaż ze strony rodziców Mateusza? Myślę, że w pewnym sensie tak, ale należy wziąć pod uwagę, że to ludzie wierzący i sakrament małżeństwa ma dla nich ogromne znaczenie.
Kornelia za wcześnie została matką i wcale się nie dziwię, że chciała usunąć ciążę. Oczywiście dobrze, że Mateusz zdążył, bo inaczej nie byłoby takiego fajnego Antka, ale jestem w stanie ją zrozumieć.
Podoba mi się podejście mamy Matusza do Antka. To wspólne pranie było super :) Ja też zawsze pozwalałam, żeby moje dzieci pomagały mi we wszystkim.
Tak, jak mówiłam wcześniej, każdy ma swoje racje i nie można jednoznacznie stwierdzić, kto jest dobry, a kto zły.
Pozdrawiam,
Lamia
sevmionebylamia.blogspot.com
"– Ale kiedy on nie chce! – odkrzyknął Mateusza, " Mateusz
OdpowiedzUsuńTo chyba obraz teściowej z najgorszych koszmarów, jakie mogą się zdarzyć, dosłownie. Dziwię się, że Kornelia tak długo wytrzymywała te wszystkie komentarze i podziwiam ją za umiejętność opanowania swoich emocji.
Nigdy, ale to przenigdy, nie powinno się w takim stopniu ingerować w życie młodych, nawet nieco zbyt młodych rodziców, i dawać tak "pomocne rady". Matka, nawet bardzo młoda matka, wciąż jest matką i wie, jak opiekować się dzieckiem. Oczywiście, pomoc jest potrzebna, ale trzeba też zachować pewien umiar i stanowczo jakąkolwiek ogładę. Teściowa traktuje Kornelię jak zupełnie nieodpowiedzialną, nic nie umiejącą zrobić, osobę, co zupełnie nie jest zgodne z prawdą. Dziewczyna wiele przeszła i poradziła sobie.
A jeszcze ta sprawa z mieszkaniem? Zupełnie mnie zatkał ten szantaż i roszczeniowy ton, jakby to było najważniejsze - oni są zbyt młodzi, by brać ślub, by już teraz określać zupełnie swoje życie. A co potem? Co jeśli im się odwidzi i jednak nie będą chcieli być razem, bo po prostu dotrze do nich, że to jednak nie to? Ludzie powinni brać ślub, kiedy będą tego pewni, z własnej woli, z miłości, a nie obowiązku. Współczuję im, że stawiane są im te zupełnie irracjonalne wymagania.
A słowa Kornelii przed wyjściem były okrutne, nie wiem czy wynikały ze zdenerwowania, czy może jednak dziewczyna tak myśli, ale cieszę się, że Antek jeszcze nie rozumie - to chyba najgorsze, co dziecko mogłoby usłyszeć.
Pozdrawiam i weny!
Nie dziwię się, że Korni nie lubi rodziców Mateusza, tacy jakoś niezbyt sympatyczni są. W ogóle co to za pomysł by ich szantażem zmuszać do małżeństwa? To ich zycie i ich decyzja. Jakby mieli wziąść ślub i po roku czy dwóch się rozwodzić to jaki sens? Dla mnie takie ślub, bo dziecko to totalna głupota. Kornela rzeczywiście trochę przesadza z tym roztrząsaniem się nad małym, przecież nie zjada tego proszku tylko się nim bawi, za bardzo się kobietka nad nim roztrząsa. I potem taki wyrośnie na takiego mamisynka i męską pipeczke. Chociaż nie wiem czy jej zachowanie było spowodowane nadmierną troską czy po prostu chciała się do teściowej dowalić. Widzę dziewczyna znalazła sposób by się wyrwać na chwilę i jednocześnie nie musieć znosić rodziców Matiego. Rozumiem, że ona małego nie chciała, ale to czy urodzi czy nie było też jej decyzją, więc niech teraz się nie wykręca i nie olewa mówiąc, że,, ja chciałam aborcji " jakby wielką łaskę zrobiła, tym że urodziła.
OdpowiedzUsuńNo nieźle.. Kornelia ma w pełni prawo irytować się zgryźliwymi uwagami swojej przyszłej teściowej, ale jednak ma ona trochę racji. Korni jest zbyt młoda jak na matkę, ona chce się bawić, imprezować, szaleć. Nie wie, że rodzicielstwo to nie jest zabawa i nie może powiedzieć "dobra koniec zabawy, bo mi się znudziła". Dziecko również nie jest tutaj zabawką... to nie jest jego wina, że rodzice byli lekkomyślni, ponieważ w głowie im była tylko zabawa i w końcu zdarzyła się wpadka. Oczywiście uznali jak bezduszne potwory, że lepiej dziecko usunąć i po problemie. Kornelia chciała się go pozbyć, a Mateusz pojechał tam z nią, lecz coś się musiało wydarzyć, pójść nie tak jak zaplanowała Nela, bo inaczej Antka by nie było. Może zabieg się nie powiódł, albo Matiego ruszyło sumienie i zatrzymał swoją dziewczynę jakimś sposobem? Tego nie jestem w stanie teraz stwierdzić, jednak jeszcze do nadrobienia dwa rozdziały przede mną, które mogą mi rzucić nowe światło na tą sprawę :D
OdpowiedzUsuńA więc nie ma czasu do stracenia! Lecę nadrabiać ^^
Pozdrawiam Lex May
A mnie się wydaje nieco inaczej. Z tekstu rozumiem, że pojechał tam po nią, że się dowiedział co chce zrobić i przybył tam by jej przeszkodzić. Naobiecywał cuda, wianki, a potem nawalił i zostawił ją samą z dzieckiem, dając kłopot na głowę przede wszystkim babci chłopca, a nie Korneli, bo to na barkach Izy stało utrzymanie całego domu. Myślę, że Mateusz przerwał pomysł z aborcją, bo jest katolikiem, poza tym to jego syn, jego krew, jednak poza tym egoizmem, nie kierowało nim nic więcej. Mnie się wydaje, że Antek był im zupełnie niepotrzebny i na każdym kroku widać, że nie wychodzi im to bycie rodziną, ale czy to dlatego, że są młodzi? Nie sądzę. Piotrowi i Magdalenie też nie wyszło bycie rodziną, też trzymała ich przy sobie mam wrażenie przede wszystkim Kaśka, a jednak to są dorośli ludzie.
UsuńTeściowe the best xD Kolejną mamuśkę w tym opowiadaniu pokochałam, choć z niej taka zołza, że na miejscu Korni chyba bym jej w twarz napluła! Na dodatek matka Mateusza tak krytykuje życie bez ślubu, a sama wzięła się za żonatego i rozbiła rodzinę i co?! I taka z niej prawość! Jebana hipokrytka!
http://takamilosc.blogspot.com/
Tosiek to taka pociecha, że kocham rozdziały z nim. Jest najlepszym dzieciaczkiem pod słońcem. Zawsze mu wesoło i to jego rozbrajające „o oł” — uwielbiam ten tekst, serio, jest kultowy :D. Rodzice Mateusza się bardzo za synkiem, a nie bardzo podoba im się Kornelia. Moim zdaniem Mateusz powinien nieco stanąć w obronie dziewczyny. Ładnie, że chcą im dać mieszkanie, niekoniecznie ładnie, że mają co do tego warunki. Starzy, a głupi. Po cholerę na siłę pakować w małżeństwo? A co jak się nie uda? Tosiek będzie miał o wiele gorzej, patrzeć na nieszczęśliwe życie rodzinne, a potem rozwody, niźli od razu wszystko miałoby się posypać. Jasne, może im się też udać, ale to powinna być ich i tylko ich decyzja.
OdpowiedzUsuńCM Pattzy
Antek rozrabia, nie ma co. Scena całkiem zabawna i przyjemna, poza tym pomysłowość dzieci bywa zadziwiająca – „zjeżdżalnia” a zjazd dla wózków i rowerów… Kto w ogóle zwraca na to uwagę? Ciągle zachwyca mnie jego żywiołowość oraz to, że jest dzieckiem, najzupełniej naturalnym, które czasami daje rodzicom w kość – tak jak być powinno. Poza tym to dość typowe dla dzieci, że smucą się i rozpogadzają, więc jestem jak najbardziej na „tak”.
OdpowiedzUsuńHeh, Kornelii trochę puściły nerwy, ale ten jej „klaps” to więcej hałasu niż jakiegokolwiek bólu. Antoś jest uroczy, zwłaszcza kiedy tak „wyzywa na mamę”. Swoją drogą, nie dziwię się, że dziewczyna jest zestresowana. Rodzice Mateusza są trudni – delikatnie rzecz ujmując. Sama mam do Kornelii wiele pretensji, ale wytykanie jej na każdym kroku błędów nic nie da. Dziewczyna potrzebuje wsparcia i kogoś, kto poprowadzi ją w odpowiednim kierunku. Swoją drogą, Mateusz też tutaj nie jest bez winy, więc obwinianie tylko matki Antosia jest co najmniej niesprawiedliwe, ale cóż… Rodzice zwykle są za swoim dzieckiem, nawet jeśli nie zawsze powinni.
Czytam i ci państwo coraz bardziej zaczynają mnie denerwować. Nie chodzi nawet o wysługiwanie się Kornelią, chociaż jako dobrzy gospodarze nie powinni się w ten sposób zachowywać. Najgorsze jest to, że ze swoim konserwatywnym podejściem próbują zmusić młodych do ślubu, chociaż ci tego nie chcą. Mieszkanie, okej, ale… takim kosztem? Skoro sakrament małżeństwa jest taki ważny, powinien zostać zawarty z miłości – a więc tak, jak być powinno. Tu widać, że chodzi o to, by dziecko wyglądało jak planowane; najpewniej ta „wpadka” to wstyd. Szkoda tylko, że małżeństwo na siłę nie ma racji bytu, tym bardziej, że Kornelia i Mateusz nie zawsze się dogadują. Nie są gotowi na dziecko, a co dopiero na poważne, wspólne życie – a w ten sposób co najwyżej zostaną skrzywdzeni.
Fakt, że dziadkowie wtrącają się w sposób zajmowania Antkiem, również mi się nie podoba. Kornelia się martwi, tu ma u mnie plusa. Mały ma niecałe dwa latka, więc z detergentami trzeba uważać, chociaż szanowna babcia pewnie uważa, że wie, co takiego robi…
No i co? No i ja tu miała pochwalić Kornelię za troskę, za tekst do Mateusza (Dalej uważam, że wygrała internety za to, jak przygasiła Mateusza. xD), a ona na koniec wyskakuje z czymś takim! Jeeezu… Tak, owszem, mam ochotę pogryźć i wydrapać tej pani oczy – bo dla mnie to jest nie do pojęcia. W jakichkolwiek okolicznościach by nie doszło do pojawienia się dziecka, aborcja jest dla mnie nie do pojęcia. W skrajnych wypadkach, gdyby to dziecko miało cierpieć… Ale nie dlatego, że cholerna gówniara udawała dorosłą i rozłożyła nogi przed pierwszym lepszym! Ech, za dużo kawy, a tu jeszcze takie rzeczy… ;-; Zostałam wychowana z myślą o tym, że dziecko to największy skarb. I już nawet Sandra z argumentami za niebyciem matką i tym, co by zrobiła w razie wpadki, przemawia do mnie bardziej niż… coś takiego. Do adopcji można oddać, cokolwiek, ale na pewno nie coś takiego!
Szkoda słów. Na tę chwilę nie dodam nic więcej, ale…
Och, jeszcze tak na koniec…
„[…]albo nakkoksowany gimnazjalista udający ochroniarza.” Nie jestem pewna, ale czy tutaj nie jest o „k” za dużo? c:
Nessa.
Jaki rodzinny dramat. No zaskoczyła mnie ta końcówka. Myślałam, że ta Kornelia ma w sobie odrobinę uczucia, ale jednak nie ;p Trafia na czarną listę razem ze wszystkimi. Jak można tak o swoim dziecku mówić? Ja wiem, że chciała dokopać teściowej, ale pewnego dnia ta teściowa może dokopać jej, właśnie mówiąc chłopcu, że matka go nie chciała. A chyba nie ma nic gorszego dla malucha niż to, że go matka chciała zabić, kiedy był jeszcze w brzuchu. No koszmar.
OdpowiedzUsuńChociaż ci dziadkowie to też ślepi. Przecież ta rodzina jest patologiczna do kwadratu ;p Biedny Antek, wyrośnie z niego kolejny chuligan.