Niedziela
to zazwyczaj czas błogiego lenistwa, odpoczynku po ciężkim
tygodniu pracy lub nauki. Rzadziej czas wiary, ale Mateusz jako
katolik praktykujący, postanowił wybrać się na poranną mszę.
Usiłował nawet do tego pomysłu przekonać Kornelię, ale ta z
początku przewróciła się na drugi bok i nakryła głowę
poduszką, a potem krzyknęła by spierdalał i dał jej się wyspać.
–
Kultury
nie masz za grosz – powiedział jakby do samego siebie, w sposób
pół żartem, pół serio, a potem spojrzał na białe łóżeczko,
gdzie ponad szczebelki wystawiał głowę jego synek. – Zrobimy
bozi amen? – zapytał wstając.
Mati
zdjął popielaty podkoszulek i zastąpił go żółtą koszulą,
oraz granatową, sportową marynarką, z brązowymi naszywkami na
łokciach. Chciał wyglądać porządnie, gdyż to wpoili mu rodzice.
Co prawda z nimi od kilku tygodni się nie odzywał, ale nie tak
łatwo było wymazać długoletnie przyzwyczajenia. Wyjął
zniecierpliwionego Antoniego z łóżeczka, natrudził się przy
zmienieniu małemu pampersa, co zresztą miał okazję czynić po raz
pierwszy w swoim życiu, a potem zaciągnął na stopy malca tęczowe
skarpetki, które sięgały mu ponad kolana.
–
Wyglądasz
jak kolorowy piłkarz – zagadnął, bo nie był typem mruka i
zdarzały się dni, gdy wolał rozmawiać sam z sobą, albo
pomarańczowym kanarkiem, niżeli nie odzywać się wcale, a Kornelia
miała swoje humory i często milczała.
Antoś
spojrzał na swojego tatę, wystawił język między wargi i zamrugał
dwukrotnie ciemnymi oczętami.
–
Ceść
– przywitał się.
Chłopiec
nie do końca rozumiał znaczenie słów, które wypowiadał, ale
powtarzał te, które najczęściej słyszał. Najbardziej podobały
mu się papa, heja, tuli tuli i cholela. Ostatnie najmocniej
przypadło mu do gustu, bo przy jego wypowiadaniu język zabawnie
odbijał się o dolne jak i górne podniebienie.
–
Gdzie
ty się wybierasz z samego rana? – zapytała Izabela, która
wychyliła głowę z kuchni. Kubek z kawą trzymała w swoich
dłoniach.
Niedoszły
zięć kobiety paradował z prawie nagim chłopcem po wąskim i
ciasnym przedpokoju, zagraconym suszarką z praniem i właśnie w tym
praniu starał się odnaleźć jakieś body dla swojego maluszka.
–
Do
kościoła – odpowiedział matce swojej dziewczyny i znajdując
gładkie, białe ubranko, które najbardziej imponowało mu tym, że
było suche, zagadnął jeszcze o chrzest Antka.
–
Najlepiej
w wakacje, ciepło będzie i czas będzie – podpowiedziała.
–
Pomyślę
– zapewnił i podał syna na ręce babci, by ta przytrzymała go w
powietrzu i tym samym umożliwiła wciągnięcie spodni, które
zaciągnął małemu nad pępek, wciągając koszulkę za ich grubą
gumkę.
–
Jestem
pod wrażeniem – pochwaliła z sarkazmem.
Mateusz
wcale nie rozumiał o co znowu tej jędzy chodzi, ale postanowił ją
zignorować.
–
Teraz
go nakarmisz i się ubrudzi – wyjaśniła
–
Nie,
dam mu suche biszkopty i zje po drodze. – Zapakował blondynka do
wózka, przypiął pasami, co teraz nie stanowiło dla niego
problemu, choć tydzień temu było jeszcze sennym koszmarem. Taka
ilość pasków, z których każdy wpinał się dosłownie wszędzie,
a jednocześnie nigdzie nie pasował, przyprawiała go wtedy o
zawroty głowy.
–
Biszkopty
na śniadanie? W ogóle sam go zabierasz? Kornelia się zgodziła? –
dziwiła się rudowłosa kobieta i nawet wydawała się być
zmartwiona.
Mateusz
też się martwił, choć starał się tego nie okazywać. Udawał
twardziela i nie chciał pokazać jak bardzo się boi, że nie podoła
temu zadaniu i sobie nie poradzi w opiece nad niespełna dwulatkiem.
Jedynie
mały Antoś się nie bał. On z szerokim uśmiechem od ucha do ucha
machał obiema rączkami i krzyczał głośno:
–
Pa!
Pa! Pa pa!
–
Kornelia
śpi, zresztą nie muszę jej ani ciebie pytać o zgodę, to też mój
syn – postawił sprawę jasno i klarownie, choć jednocześnie na
ostrzu noża.
Izabela
chciała dogryźć Matiemu i pokazać, że tak naprawdę nie ma on o
własnym dziecku bladego pojęcia, nawet tego teoretycznego, dlatego
zapytała się, choć odpowiedź znała, o drugie imię Antka.
Zamówiła się składaniem papierów na rodzinne i dodatek
mieszkaniowy.
–
Piotr
– odpowiedział brunet i w nagłym zamyśleniu podrapał się po
lekkim meszku na brodzie, który pozostawił po sobie od dwóch dni
niegolony zarost. – Po moim ojcu – dodał i otworzył drzwi
wyprowadzając wózek na klatkę schodową.
–
Jakim
ojcu? – zapytała Iza, ale nie doczekała się odpowiedzi, bo
Mateusz właśnie przekręcał klucz w zamku.
Nie
chciał ni chwili dłużej ani słuchać tej kobiety, ani musieć na
nią patrzeć.
–
Przecież
twój ojciec ma na imię Sławek. – Młoda babcia wzruszyła
ramionami i sięgnęła z komody kubek już z lekko przestygniętą
kawą. – Dziwny człowiek. Pewnie narkoman – skwitowała do
lustra i udała się z powrotem do kuchni. Tak naprawdę najbardziej
ojciec jej wnuka, zawiódł ją tym, że w minionym tygodniu prawie
wcale nie zawodził.
Tak,
Mateusz naprawdę się starał. Sprzedał samochód, który i tak się
psuł, więc wykorzystał okazję. Większość z tych pieniędzy dał
matce Kornelii, by zapłaciła rachunki na najbliższe kilka
miesięcy. Nela była temu przeciwna, uważała, że mogliby gdzieś
pojechać i swoimi pretensjami wpędziła Mateusza w wybuch gniewu,
którzy brzmiał:
– A
jak, kurwa stracę pracę za dwa czy trzy miesiące, a do kolejnej co
mam już nagraną pójdę dopiero zimą, to co wtedy?! Myślisz, że
twoja matka będzie nas trzymała za darmo?! Poza tym zadłużenia w
czynszu ma przez nas, bo utrzymywała mojego syna, podczas gdy ja
siedziałem z kolegami na murku i piłem piwo, nawet go nie
odwiedzając!
–
Boże,
ależ ty się nudny zrobiłeś.
–
Może
po prostu dorosłem. Staram się być odpowiedzialny, ty też byś
mogła. I przestań go wreszcie karmić, kurwa z tych słoiczków!
Kolejnym
czym Mateusz zaimponował swojej przyszłej teściowej, która
oczywiście nie chciała się przyznać, że chłopak córki
czymkolwiek jej imponuje, było to, że gotował. Co prawda nie był
wykwalifikowanym kucharzem, ale wystarczyło trzy czwarte roku
szkolnego w technikum żywienia zbiorowego, by wiedział, że dzieci
nie powinno się karmić jedzeniem ze słoiczków i by umieć
przygotować prostą zupę, gotowane ziemniaki i kotleta mielonego.
Izabela
tak naprawdę obawiała się jednego, że Mateusza zmiana jest
tymczasowa i dopiekała mu celowo, by czasami nie zapominał o swoich
obowiązkach i się nie rozleniwiał. W końcu wystarczyło już, że
córce odpuściła i teraz efekt był widoczny gołym okiem. Starczał
lekki katarek Antosia by uparła się o zostaniu z nim w domu, a tym
samym nie musiała uczęszczać na lekcje. Co prawda Antkiem się w
tym czasie faktycznie zajmowała, ale z przerwą na Facebooka i Aska.
Telefon był nieodłącznym elementem Kornelii i tak naprawdę to o
to urządzenie wybuchały w większości awantury z Mateuszem,
któremu zazdrość dodawała takiej mocy, iż w gniewie byłby w
stanie poprzestawiać ściany w niejednej kamienicy.
Teraz
jednak dwudziestoletni, bez wątpienia zdaniem wielu dziewczyn
przystojny brunet, był spokojny i wyciszony. Wyjął Antoniego z
wózka i przykucnął za maluchem. Pochwycił delikatnie za jego
rączkę w nadgarstku i pokierował nią tak by Antoś się
przeżegnał. Najbardziej blondynkowi spodobało się zakończenie,
czyli owe amen, którego dokonywał z głośnym przyklaskiem i
przytupem prawą nogą. Potem biegał po głównej nawie kościoła
klaskając i głosząc owe amen tak głośno, by wszyscy mogli
go usłyszeć. Mateusz patrzył na Antka i zazdrościł mu
dzieciństwa, choć zdawał sobie sprawę z tego iż nie jest ono
idealne. Pomimo wad, braków i niegotowości, wśród których
blondynek przyszedł na ten świat, jego najmłodsze lata zdawały
się być stricte beztroskie, pełne radości i głośnej, szczerej
uciechy. Mati przymykając oczy, które tego dnia wyjątkowo były
podrażniane przez soczewki kontaktowe, starał się przypomnieć
swoje najwcześniejsze lata. Niewiele pamiętał, ale drewniana
skrzynia wypchana po brzegi zabawkami nie dawała mu spokoju. To
wspomnienie zabawy w piratów poszukujących skarbów, męczyło go
na tyle iż postanowił, że Antkowi sprawi taką samą lub chociażby
podobną, prawdziwą, drewnianą skrzynkę na zabawki, a nie te
badziewne plastikowe pudełka, po których jego synek uwielbiał się
wspinać, chodzić i siadać.
Trzeba
było przyznać, że Mateusz choć nie wzorowo, to jednak starał się
opiekować niespełna dwulatkiem jak najlepiej. W poniedziałek na
przykład, po rannej zmianie, przytachał do mieszkania żółty
samochodzik na akumulator, który do złudzenia przypominał
nowojorską taksówkę.
–
Ti
tit! – ucieszył się mały Antek i kojarząc fakty wygrzebał w
jednym z plastikowych pudełek swoją małą zabaweczkę, która była
bardzo podobna do tej nowej, dużej.
Ojciec
wsadził go do środka i nakierował malutką, bosą, odzianą
jedynie w różową skarpetkę stópkę na pedał i kazał
przycisnąć.
–
Mocno,
mocno – tłumaczył.
–
Moćno!
– krzyknął ucieszony Antoś, który z początku wystraszył się
kiedy pojazd ruszył, ale potem zdawało mu się to sprawiać taką
frajdę, że bez przerwy hamował i ruszał, jeżdżąc po całej
długości pokoju babci.
–
Za
co to kupiłeś? – zapytała Izabela, doskonale zdając sobie
sprawę, że Mateusz nie dostał jeszcze wypłaty. Nieustannie
starała się doszukać w ojcu swojego wnuka jakieś wady. Teraz
przez głowę przeszedł jej nawet handel narkotykami.
–
Za
pięć dych, od faceta co ćpa dopalacze – odpowiedział całkiem
szczerze.
–
Dałeś
mu za to działkę? – dopytywała z kpiącym uśmieszkiem.
–
Nie!
– warknął. – Dałem mu pięć dych, a autko pewnie kradzione,
ale co mnie tam, ważne, że z trzy stówki zaoszczędziłem, a Antek
ma radochę. Jak Kornelia wróci ze szkoły to wybierzemy się razem
na spacer. Pojeździ po parku.
–
Proszę,
proszę – szepnęła Izka i powróciła do czytania gazety. –
Zadziwiasz mnie, bo naprawdę nie sądziłam, że dasz radę. Tylko
teraz byście drugiego dziecka nie mieli.
–
Dla
pani wiadomości się zabezpieczamy. – Przykucnął przy Antku i
pomógł mu wysiąść z pojazdu.
Maluch
od razu podbiegł do tablicy, która znajdowała się pod ścianą i
chwycił za jeden z kolorowych flamastrów. Zaczął kreślić
różnorakie kreski, plamy i bazgroły.
–
Niczym
Picasso – zażartował Mateusz i usiadł na złożonej kanapie, by
przypilnować Antka, tak by czasem nie popisał babci ściany.
–
Tak,
faktycznie. Lubi malować – przyznała z dobrotliwym uśmiechem
Izka i uznała, że musi w końcu być dla Mateusza milsza, że
chłopak nie zasługuje ani na jej oschłość ani oziębłość.
Zaczęła od zaproponowania kawy i ciasta, które sama upiekła.
–
Może
będzie jak moja siostra. Ona też chyba maluje. Artystką jest. –
Mati odetchnął głośno i przeczesał rozczochrane i potargane
włosy swymi długimi palcami.
–
Mas.
– Antel podał ojcu flamaster i pokazał palcem na tablice, a kiedy
mężczyzna nie zrozumiał o co mu chodzi, to wyrwał flamaster z
jego dłoni i postukał o białą, nieco już zabrudzoną planszę.
–
Że
mam rysować?
–
Ować,
ofać! – pokrzykiwał i tym samym też poganiał swojego
rodziciela.
Młody
ojciec nie miał za grosz talentu plastycznego, ale udało mu się
wyczarować domek z oknami, drzwiami, kominem, a nawet płotem i
kotkiem na płocie, który bardziej przypominał pająka patyczaka,
niżeli jakiegoś Mruczka, ale dla Antka w tamtej chwili było to
prawdziwe dzieło sztuki.
–
Nie
wiedziałam, że masz siostrę – zagadnęła Izabela stawiając
podzielony na kawałki piernik na stół, a potem idąc po dwa kubki
kawy. – Ile słodzisz?
–
Dwie
i pół – odpowiedział. Zaczął domalowywać dym do komina, a
potem kilka większych od samego domu kwiatków.
Antoś
zabił ojcu brawo, a potem wziął specjalną gąbkę i zabrał się
za zmazywanie. Ledwie zaczął, wcale nie skończył, a już porzucił
owe zajęcie i ponownie wsiadł do swojego żółtego samochodzika na
akumulator. Nawet nie ruszył, dwa razy zatrąbił, a już wysiadł i
zaczął wspinać się na drewniane krzesło by dosięgnąć stołu i
upomnieć się o trochę placka. Babcia oderwała odrobinkę od
swojego kawałka i wcisnęła go wnukowi do ust. Ucieszony blondasek
poklepał się po brzuszku, krzyknął mniam niam i ponownie
otworzył buzie. Tym razem babcia dała mu cieniutki plasterek wprost
do rączki, ale Tośkowi ani trochę się to nie spodobało, był za
leniwy, dlatego, gdy tylko tata wziął go na kolana, to odłożył
plasterek na stół i rozdziawił usteczka w oczekiwaniu. Oczywiście
szybko się doczekał, tak samo jak kubka niekapka, w którym
przygotowane było prawdziwe, czekoladowe mleko, takie jakie Antoś
lubił najbardziej.
Patrząc
na ten sielankowy, choć nie idealny obrazek szczupłego, młodego
bruneta, z tak małym, jasnowłosym dzieckiem na kolanach, można by
z całkowitym przekonaniem rzec, że uroczy Antoni pomimo kiepskiej
kondycji finansowej rodziny, młodych rodziców całkiem niegotowych
do takiej roli i zrzędliwej, nieco upierdliwej babci, był naprawdę
szczęśliwym, a nawet rozpuszczonym dzieckiem. Mało płaczącym,
krzykliwym, upartym i śmiejącym się tak głośno, że słyszeli go
sąsiedzi w całym pionie, a czasami nawet klatkę obok, jeśli tylko
mieli otwarte okna. Dlaczego tak było i dlaczego tak wiele miało
się w tak krótkim czasie zmienić? Odpowiedź na to pytanie choć
tkwi w szczegółach, to wcale nie trzeba ich znać, by móc
stwierdzić, że by dziecko było szczęśliwe rodzice nie muszą
dojrzeć do posiadania domu z ogrodem, płotem i kotem na tym płocie,
nie muszą mieć pokończonych szkół, być inżynierami czy
magistrami, ani nawet doktorami, wystarczy że ich serce dojrzało na
tyle by umieć się uśmiechnąć, nawet gdy wiatr wieje w oczy i być
na tyle człowiekiem nie bestią, by swoich niepowodzeń nie
wyładowywać na niewinnej, bezbronnej istocie, która na tym
sielankowym obrazku właśnie schodziła z kolan ojca i biegła na
powitanie matki, tylko po to by chwycić ją za rękę i pociągnąć
do klatki z małym, pomarańczowym i śpiewającym kanarkiem,
nazywając go:
–
Poli,
Poli, mój Poli!
Wybacz spóźnienie, ale jakoś przeoczyłam ostatni rozdział. Oczywiście już nadrobiony ;)
OdpowiedzUsuńJejku, zachwyciłeś mnie końcówką tej notki! Kurczę, takie prawdziwe, takie swojskie i codzienne. No i idealnie na podkreślenie tej końcówki, budowałeś całą relację Mateusza i Antka! Naprawdę chyba wziął się w garść i w końcu dotarło do niego, że ma się kim opiekować i co robić, a nie tylko kumple i piwko (z resztą jak sam to przyznał). Czasami irytuje mnie zachowanie Korneli, być może dlatego, że na jej miejscu zrobiłabym inaczej niż ona, sama nie wiem ;) Po prostu nadal jest taką nastolatką z prawdziwego zdarzenia, taką stereotypową, choć może nie do końca ten wyraz tutaj pasuje ;)
Piotr u mnie dużo zaplusował w ostatniej notce! Miło, że zaproponował Korneli pomoc w "przepchnięciu" wniosku o nauczanie indywidualne. Moja koleżanka miała takowe w gimnazjum, w sumie z tego samego powodu co Kornela i radziła sobie nieźle, więc myślę, że jeżeli tylko by chciała, to dałaby spokojnie ze wszystkim radę. No ale trzeba też chcieć, nie że każdy wszystko załatwi a ona będzie to miała gdzieś, a po tym, jak zareagowała na wieść, że Mateusz oddał kasę na czynsz jej mamie zamiast wyjechać na jakieś wakacje czy coś no to trochę mówi samo przez siebie :) A wracając jeszcze na chwilę do Piotra to również podobała mi się scena w ich sypialni oraz fakt, że gdzieś tam chciał skończyć cały ten romans z Sandrą. Ale potem jego żona znów mu wywinęła, że praca najważniejsza i jak tu się nie wkurzyć? :D
Tak na koniec dopowiem, że podoba mi się Antoś, w tym sensie, że jego zachowanie jest... No po prostu dziecięce. Bawi się, jest mega ruchliwy jak to takie małe dziecko, szybko łapie słówka, których nie powinien powtarzać :)
Pozdrawiam serdecznie!
Zuza :)
Nie uważam czegoś takiego jak spóźnienia, bo nie wymagam bycia na bieżąco.
UsuńAntek i Mateusz - o nich jeszcze będzie nie raz.
Kornelia miała irytować, z resztą każdy miał tutaj na swój sposób irytować. Mateusz tym że jest takim lekkoduchem, Kornelia lenistwem i naiwnością, Izabela wtrącalstwem, Piotrek zdradami i chamstwem, Kaśka rozpuszczeniem, Magda pracoholizmem, Agnieszka feminizmem, a Maciej... a o Maćku będzie później.
Tak, Kornelia chce żyć po swojemu, a jednocześnie liczy na to, że ktoś za nią przeżyje jej życie - tu jest paradoks i największy problem.
Chciałem by Antoś nie był dzieckiem przerysowanym, a takim naturalnym.
Dzięki za komentarz i także pozdrawiam serdecznie.
Nie spodziewałam się, że Mateusz jest taki pobożny i do kościoła w niedzielę chadza, no ale cóż pozory czasem mylą. Muszę przyznać, że Mati naprawdę, ale to naprawdę się stara, do pracy chdzi, sprzedał samochód i kasę Izabeli oddał, żeby popłaciła zaległe rachunki, małym się zajmuje, przynajmniej próbuje. Nawet odmówił Kornelii wypadu, bo lepiej zapłacię zaległości, tak na wszelki wypadek, gdyby stracił pracę, nie spodziewałam sie po nim takiej odpowiedzialnosci. Mam tylko nadzieję, że to zmiana na stałe, albo chociaż na dłużej, a nie tylko słomiany zapał.
OdpowiedzUsuńKurcze, Iza to cwana bestia, rozbawiła mnie kobieta, dokucza Matiemu tak profilaktycznie, żeby nie zapomniał się przypadkiem i dalej był obowiązkowy, musze przyznać, że jest to jakaś metoda. Tak naprawdę, to ja się jej nie dziwię, z poczatku ją krytykowałam, że czepliwa i w ogóle, ale wiele obowiazków na nią spadło i może to wcale nie jest złe, że ona wymaga od Kornelii i Mateusza, bo inaczej, młodzi rodzice by sobie odpuścili i wszystko spoczęłoby na barkach Izy.
Antoś jak zwykle przesłodki i przeuroczy, można się w takim berbeciu zakochać, inteligentny maluch z niego i w lot podchwytuje nowe wyrazy, przyznam szczerze, że czekałam, kiedy zawoła w kościele, zaraz po amen, kolejne swoje ulubione słowo "cholela".
Coś mi przyszło do głowy, jak Mateusz powiedział, że Antek ma na drugie imię Piotr, po dziadku, ojcu Matiego, a Izabela się zdziwiła, że przecież jego ojciec ma na imię Sławek i to wspomnienie Matiego ze skrzynią z zabawkami, takie samo jak wspomnienie Piotra Szmita dotyczące Bartusia, czyżby Mati był adoptowany i jego biologicznym ojcem jest Piotr? Coś mi się zdaje, że tak, ale może się mylę i źle kombinuję, poczekam na dalszy rozwój wypadków.
Mateusz został wychowany w wierze, więc to samo stara się przenieść do swojego domu.
UsuńMateusz ma też dwadzieścia lat i dwuletniego syna, więc to chyba najwyższy czas by choć połowicznie dojrzeć do wieku i tej roli, na którą sam się skazał.
Izabela to Izabela - ruda małpa, ale z dobrym serduszkiem i wnuczka kocha ponad wszystko.
Na "cholela" jeszcze przyjdzie czas xD
Sugerujesz, że Mateusz to Bartek... sprawa skrzyni z zabawkami szybko się rozwiąże i wtedy sama stwierdzisz czy masz rację.
Pozdrawiam.
Widać, ze Mateusz naorawdę się stara. Chciałabym wierzyć, ze dojrzał. Na razie zachowuje się najlepiej z całej trójki osob opiekujących się Antkiem. Kornelia trwa zawieszona między dojrzałością a dzieciństwem i raczej nie jest jej z tym dobrze. Antek jest totalnie i kompletnie rozczulający i faktycznie jak na takie warunki wlasciwie nie ma az tak złe. Dlatego przeraził mnie mocno ostatni akapit i stwierdzenie, ze to juz niedługo (choc Zdanie nie wiem czemu, ciągnęło sie na jakies kilka dobrych linijek. Za długie zdecydowanie)... Lubisz tak zaciekawiać na koncu rozdzialow xD
OdpowiedzUsuń20 lat i prawie 2 letnie dziecko - najwyższy czas by dojrzał, prawda? xD Ale będzie miał jeszcze chwile totalnego gówniarstwa.
UsuńIza też nie zachowuje się źle, może za bardzo się wtrąca i chciałaby by wszyscy robili przy Antku tak jak ona i by każdy opiekował się nim tak "po jej", ale ma dobre chęci i chce jak najlepiej dla wnuczka.
Czy mają złe warunki? Dla niektórych brak własnej sypialni jest problemem. Tu są dwa małe pokoje, dwie liche pensje, ale dziecku tak naprawdę nie brakuje niczego, ani ubranek, ani jedzenia, ani zabawek, ani opieki, ani miłości - zapewniają mu to co najważniejsze. Więc ja bym powiedział, że Antoś nie ma teraz wcale źle, że ma nawet całkiem dobrze, bo jest kochany, najedzony, ubrany i zaopiekowany i tak małe dziecko naprawdę nie potrzebuje do szczęścia niczego więcej.
Mnie też przeraził ostatni akapit, gdy go pisałem, a jeszcze bardziej przeraziły mnie ostatnie rozdziały, przy których pisaniu piłem czystą by jakoś przez nie przebrnąć.
Faktycznie, to zdanie mogłem podzielić na 2-3 mniejsze, ale niech już sobie takie zostanie xD
Pozdrawiam.
Mateusz stara się być dobrym ojcem. Może rzeczywiście dojrzewa? Izabela to dostrzega, i zaczyna przełamywać swoją niechęć do niego. Muszę przyznać, że potrafisz zaskakiwać :)
OdpowiedzUsuńMamy tu motyw pirackiej skrzyni i już wiadomo, że jest coś, co łączy Mateusza z Piotrem.
Może w następnym rozdziale coś się wyjaśni?
Dziś w moim kąciku tylko jedno zdanie:
„Co prawda z nimi od kilku tygodni się nie odzywał" - raczej: od kilku tygodni z nimi nie rozmawiał, albo: od kilku tygodni się do nich nie odzywał.
Spokojnie, to nie koniec zaskakiwania. Mateusz jeszcze nie raz zaskoczy - pozytywnie, ale także negatywnie.
UsuńNie, jeszcze nie wiadomo, że Piotra i Mateusza coś łączy - to by było za proste xD
Co do uwag, to znowu wyszła na prowadzenie moja potoczna mowa ;-)
No no, jestem pozytywnie zaskoczona przemianą Mateusza. Chłopak dojrzewa do roli ojca. Myślałam, że Izabela nigdy noe zmieni swojego podejścia do swojego przyszłego zięcia: )
OdpowiedzUsuńA jednak kolejne zaskoczenie.
Jak rozumiem - oglądałaś trailer i przez to wiesz, że Kornelia i Mateusz będą małżeństwem i stąd już nazywasz Izkę przyszłą teściową chłopaka? xD
UsuńKażdy umie zaskoczyć zarówno pozytywnie, jak i negatywnie.
"Antel podał ojcu flamaster i pokazał palcem na tablice" Antek; tablicę
OdpowiedzUsuń"Ucieszony blondasek poklepał się po brzuszku, krzyknął mniam niam i ponownie otworzył buzie. " buzię
Pod którymś poprzednim rozdziałem wspomniałeś, że Mateusz pokaże jeszcze swoją drugą stronę, kiedy to ja tak narzekałam na jego nieodpowiedzialne zachowanie i postawę godną pogardy; a tu nagle, jak grom z jasnego nieba, takie zaskoczenie. I niesamowicie się z tego cieszę, a ostatni fragment tego rozdziału dobrze podsumował ich sytuację, wspaniale ukazał jak postrzeganie przez nas świata może w pewnym momencie po prostu się zmienić, i wcale nie jest powiedziane, że na gorsze. Nie mam wątpliwości, że jeszcze kilka lat temu zarówno Mateusz, jak i Kornelia, sądzili, że ich przyszłość, potencjalne małżeństwa, może nawet dzieci, związane będą z właśnie takim domkiem, płotem, kotkiem na płocie (te fragmenty naprawdę mi się podobały). A jednak nie; życie zaserwowało im zupełnie coś innego i chociaż nie mam wątpliwości, że nie jest łatwo, to mają powody, by się cieszyć, by dziękować jednak za to, co się zdarzyło, i za Antka, bez którego życie nie byłoby już takie samo.
Intryguje imię ojca Mateusza i podświadomie wiążę je z wiadomą postacią z tego opowiadania; zwróciłam tez uwagę na drewnianą skrzynię, o której mowa była w poprzednim rozdziale - teraz czekam tylko na następny, by potwierdził moje przypuszczenia, bądź ewentualnie zrównał je z ziemią.
Pozdrawiam i życzę weny! ;))
Twoje przypuszczenia zostaną zrównane z ziemią - uprzedzam.
UsuńPozdrawiam i także życzę weny, bo zaraz (jutro-pojutrze) tam do ciebie wpadnę i chciałbym mieć co czytać.
Mateusz mnie zadziwił. Miałam o nim już wyrobione zdanie (jest nieodpowiedzialny i woli wyjścia z kolegami na piwo niż siedzieć przy dziecku, do tego krzyczy na swoją dziewczynę za spóźnienie), ale się myliłam :) Pozytywnie mnie zaskoczyłeś tym rozdziałem ^^ Wątek tej skrzyni i zabaw jaki przypomniał się Matiemu jest związany z tym Bartkiem. Nadal nie daje mi to spokoju i zaczynam już snuć dalsze wywody kim on może być xD Trzymasz mnie w niepewności Tysiu !! :( Masz rację co do tego, że rodzice nie muszą być magistrami itd. tylko wystarczy dojrzałość ich serca- w pełni się z tobą zgadzam :)
OdpowiedzUsuńJest dość późno, a ja bardzo zmęczona więc więcej chyba nic tutaj nie dam rady nabazgrać xD
Pozdrawiam Lex May
Boże święty co ja napisałam -.- Tak to jest jak chcę czytać i komentować wieczorem :( Wątek tej skrzyni przypomina mi z poprzedniego rozdziału wspomnienie Piotrka o tym Bartku... Grr wybacz Tysiu, ale szkoła wykańcza, a potem piszę głupoty czasem ;p
UsuńNie dobrze jest sobie tak wyrabiać zdanie o człowieku, bo każdy może zaskoczyć - nie tylko negatywnie, ale uprzedzam, że Mati nie tylko pozytywnie będzie zaskakiwał.
UsuńSkrzynia się pojawi, Antek będzie się nią bawił.
Hej :)
OdpowiedzUsuńPrzybywam z komentarzem, jak na razie przeczytałam ten rozdział i bardzo mi się spodobał :) zamierzam nadrobić tu zaległości w miarę szybko na ile mi pozwoli czas.
O bohaterach za bardzo nie mogę się wypowiedzieć bo jeszcze ich nie znam :(
Postaram się wrócić jak najszybciej!
Pozdrawiam,
http://druga-szansa-od-zycia.blogspot.com
Jejuś, cieszę się, że wpadłaś i że ci się podoba, ale mogłaś zacząć od początku, bo takie skakanie, zaczynanie od środka, to straszny spojler xD
UsuńPozdrawiam.
A po tym rozdziale zaczynam się zastanawiać, co łączy Piotrka, Mateusza i Bartka. Z tym, że nie mam pojęcia, kim jest Bartek. Czy może być tak, że to Mateusz? Że to ta sama osoba, ale pod innym imieniem? Intensywnie rozmyślam i czepiam się szczegółów, ale nic innego nie przychodzi mi na razie do głowy. ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że Mateusz wywiązuje się tak dobrze z roli ojca, że się stara i zajmuje Antkiem na tyle, na ile może. Zastanawianie się, czy da sobie radę z opieką nad dzieckiem, czy nie da, jest bez sensu. Dziecku naprawdę niewiele trzeba, kiedy jest taki słodkim maluchem jak Antek, który potrafi sam się zabawić, właściwie nie marudzi i śmieje się na okrągło. Trochę chęci i czasu, może szczypta zaangażowania i gotowe! Na buzi dziecka szczęście, a u rodzica rozczulenie i duma. ;) Takie obrazki chciałoby się zawsze widzieć.
Iza zmieniła nastawienie! Na cud się stał! Myślałam, że to też jest taka część jej charakteru, z którą po prostu walczyć nie potrafi. I może tak jest w pewnym stopniu, ale jej zachowania są bardziej złożone. Cieszy mnie to. Takie bezpodstawne wyzłośliwianie się nic nie wnosi, a tylko niszczy.
Pozdrawiam! ;)
Spokojnie. Bartuś jeszcze się ujawni w tym opowiadaniu.
UsuńOj, wiesz, Mati nie miał wcześniej kontaktu z tak małymi dziećmi, to się boi, czy sobie poradzi, czy będzie umiał się takim zająć. Dla niego sama zmiana pampersa była skomplikowana.
Tak, Antek jest póki co wesoły, rezolutny, jak na swój wiek, to nawet wygadany xD Ale niestety póki co ;-( Przygotuj się też na gorsze obrazki, ale to później, dużo później.
Tak, zrzędliwość to cecha jej charakteru, ale też umie być miła. Każdy umie być miły, gdy chce, a Izka chciała być miła dla ojca swojego wnuka i zrobiła to głównie dla Antka.
Pozdrawiam.
No i mamy Mateusza. Sama nie wiem co o nim myśleć. Fajnie, że się stara, że próbuje, że zarabia, w jakiś sposób wyrównuje rachunki z teściową, ale... no właśnie. Nie wiem może się do niego uprzedziłam, może po prostu za bardzo nie chcę się do niego przekonywać, ale nadal nie wierzę w tą jego przemianę. Kornelia ma swoje wady, lubi wykorzystywać innych, lub korzystać z sytuacji i wgl, ale no nie wiem, na razie mam do chłopaka dystans. W tym rozdziale naprawdę super się małym opiekuje i gdzieś tam jakaś struna mi w serduchu zagrała, ale minie jeszcze troszkę czasu zanim go polubię tak całkowicie. Nie wiem co sądzić o tych dziwnych zbiegach okoliczności - ojciec Piotr, drewniana skrzynka w pamięci. Nie chciałabym aby Mateusz był Bartkiem, bo to jest zbyt przewidywalne i zbyt... no zbyt mdłe jak na Twoje historie. To by mi nie pasowało do Twojego stylu i skrycie wierzę, że zaskoczysz nas jakąś super niespodzianką.
OdpowiedzUsuń"Dziwny człowiek. Pewnie narkoman" - glebłam ze śmiechu ^^ Normalnie nie wstanę :D Cieszy mnie, że mimo wszystko Antek ma szczęśliwe dzieciństwo i nawet jeśli otaczający go dorośli mają problemy na głowie, on tego nie dostrzega. Ująłeś to w piękne słowa, że trzeba mieć w sercu tą dojrzałość, aby mimo wszystko się uśmiechać i nie wyżywać na dzieciach swoich trosk. Bardzo pięknie to ująłeś i właśnie tym ostatnim zdaniem to opowiadanie całkowicie skradło moją pikawę.
Pozdrawiam, lecę dalej!
No oczywiście, że jest ale, i że Mateusz nagle nie stał się facetem bez wad. Jemu po prostu zależy na Antku, bo to jego synek i wydaje mu się, że kocha Kornelię, bo lubi się z nią pieprzyć - nieładnie to ująłem, ale Mati to 20 latek i w taki sposób właśnie to widzi. Chcę jednak zrobić z niego świetnego ojca, przynajmniej do czasu.
UsuńIzka będzie miała dużo takich fajnych wstawek, jak ta o tym narkomanie xD
Antoś nie urodził się w bogatej rodzinie, która zaplanowała jego imię, żłobek i wózek jeszcze przed samym poczęciem. Jednak urodził się w rodzinie, która obdarzyła go miłością i której na nim zależy, jest dla nich wszystkich ważny, no i jest babci oczkiem w głowie :)
Dawno mnie nie było (nauka + brak Internetu), ale wiem, że dla ciebie liczy się to, że ktoś się pojawia, a nie kiedy, więc... jestem i zabieram się za czytanie i nadrabianie zaległości :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, że do mnie wpadłeś (z opóźnieniem, ale odpowiedziałam na twoje komentarze) :)
Chyba ci już kiedyś pisałam, że lubię te obrazki, które zawsze wstawiasz na początku rozdziałów, ale się powtórzę :D Są cudne i idealnie wpasowują się w klimat całego opowiadania.
Hahaha dokładnie! W końcu niedziela i po raz pierwszy od dwóch tygodni mogę odpocząć (choć pewnie w tygodni pożałuję tej chwili lenistwa, gdy przyjdzie mi się zmierzyć ze wszystkimi sprawdzianami, prezentacjami i kartkówkami... Ta... Mówili idź do najlepszego liceum w mieście...). Ale co racja, to racja. Tylko w niedzielę mogę odpocząć i choć trochę coś poczytać :D
,,[...] a potem krzyknęła by spierdalał i dał jej się wyspać." ,,[...]a potem krzyknęła, by spierdalał i dał jej się wyspać.'' Przecinek zgubiłeś ;> I tutaj też: ,,Mateusz wcale nie rozumiał o co znowu tej jędzy chodzi, ale postanowił ją zignorować." Powinno być: ,,Mateusz wcale nie rozumiał, o co znowu tej jędzy chodzi, ale postanowił ją zignorować." I ,,Jak Kornelia wróci ze szkoły to wybierzemy się razem na spacer." ,,Jak Kornelia wróci ze szkoły, to wybierzemy się razem na spacer."
Sama jestem, jak to się teraz mówi, praktykującą katoliczką i także dzięki rodzicom :) Ale wstawanie w niedzielę rano jest dla mnie za wielkim wyzwaniem, więc często chodzę po prostu na wieczorne mszy. No nieźle. Mateusz ma lepsze dni i zaczął się starać. Ciekawe, ile to potrwa... Ale niech mu będzie. Niech się stara, chłopak :D
Zastanawia mnie ta kwestia z drugim imieniem Antka... Dlaczego Piotr? Pewnie będę musiała jeszcze poczekać, by się tego dowiedzieć. Choć może to już na mnie czeka w następnych rozdziałach... :D
Antek zawsze potrafi wnieść trochę optymizmu do każdego rozdziału, co mi się bardzo podoba. Ale ogólnie lubię czytać twoje opowiadanie :D i lecę do następnego rozdziału.
Pozdrawiam!
nowa-w-hogwarcie.blogspot.com
No teraz to Mateuszek zagiął mnie swoim zachowaniem :) Spodziewałam się, że to prędzej Kornelia pierwsza zrozumie, jak i, że w ogóle trzeba zajmować się Antosiem, a tu Matek okazał się takim dobrym ojcem, kochanym, naprawdę jakby wzorowym mimo, że niewiele potrafił, ale się starał, a to ważne. No i ważne, że dziecko jest szczęśliwe :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak to wszystko potoczy się dalej, czy Mateusz nadal będzie takim dobrym ojczulkiem, czy tak jak podejrzewała Izabela, jego dobroć i przejmowanie się synkiem długo nie potrwa? Oby nie.
Swoją drogą, Piotr? Czyżby Matiego łączyło coś z nauczycielem Kornelii? Wszystko masz przemyślane, poukładane. Nic tylko czytać dalej :)
Antoś jest naprawdę uroczy, bardzo podoba mi się, że nie zachowuje się jak rozpieszczony bachor, jest po prostu swoim zachowaniem uroczy, tak sam z siebie, dostał taki bonus przy urodzeniu. Mateusz w tej części bardzo zaplusował i jak do niedawna widziałam w nim tylko lenia, który siedzi z piwem w ręku i nic mu się nie chce tak teraz widzę, że może jednak coś z niego będzie. Jest dobrym ojcem, stara się, pracuje, widać, że dojrzał. Nie to co Kornela, która dalej często zachowuje się jak niedojrzała gówniara. Może oceniam ich zbyt pochopnie, ale na tą chwilę to Mateusz wydaje się być lepszym ojcem niż Korni matką.
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale znacznie zmieniłam podejście do Mateusza. Nadal nie jestem go pewna i obawiam się, że to może być tylko chwilowa zmiana, ale jednak podjął wyzwanie i spróbował dojrzeć, stać się ojcem. Jednak nie rozumiem dlaczego jest z Kornelią, przecież między nimi nie ma żadnej miłości, a przynajmniej nie pokazałeś by łączyło ich coś poza Antkiem.
OdpowiedzUsuńRozmowa Izki z Matim xD xD xD Kocham tę kobiecinę, choć ona taka czepialska, ale z Antkiem i tak nie ma równych, to mój faworyt numer jeden!
Podoba mi się też to, że Mateusz jest katolikiem, bo tego się nie spodziewałam. Znaczy wiedziałam... domyślałam się, że jest takiej wiary, ale nie sądziłam, że aż tak praktykującym. I choć ja zagorzałą katoliczką nie jestem, to doceniam to, że on przekazuje wiarę Antosiowi, to takie słodkie... no i Tosiek biegający po kościele <3 Niejeden zły, wredny i podły ksiądz pewnie by go wyprosił.
http://takamilosc.blogspot.com/
No ładnie, ładnie. Ja to raczej, co do kościoła, zareagowałabym jak Kornelia. Głowa na kołdrę i spać dalej. Mateusz mnie zaskoczył. Stara się, jasne, nadal odnoszę się do niego jednak z pewną rezerwą. Oby nie była to chwilowa zmiana, aby wszystkim oczy zamydlić. W każdym razie zmienny jest. Zazdrosny bardzo, to na pewno, ale dba o Antka, chce jakoś Kornelię do pionu postawić, aby bardziej się starać zaczęła. Widać, że młoda mama myśli o zabawie, wyjazd by chciała, a Mateusz trochę bardziej przyszłościowo, co się chwali.
OdpowiedzUsuńKrótko, ale ciekawa jestem, więc idę dalej,
CM Pattzy
Mateusz od samego początku mnie denerwował, przynajmniej kiedy w grę wchodziło jego podejście do Kornelii. Dziewczyna ma swoje za uszami, ale jednak chłopak też nie jest święty, a matce jego dziecka jakiś rodzaj szacunku się należy. To była dla mnie trochę hipokryzja – jego zachowanie w ostatnich rozdziałach – jednak teraz…
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że Twoje postacie nie są albo czarne, albo białe. Ludzka natura jest skomplikowana, a każdy z nas ma swoje wady i zalety, o czym jednak wielu autorów zapomina. W efekcie mamy do wyboru, do koloru opowiadań o typowych Mary i Gary Sue, tak idealnie doskonałych, albo wręcz przeciwnie. Nie ma postaci na wskroś złych albo na wskroś dobrych, a w „Spróbuj” ładnie jest to pokazane. Tym bardziej podoba mi się ten rozdział, chociaż dotyczy tak irytującej mnie postaci.
Cóż, powiedzmy, że po części zwracam Mateuszowi honor, bo jednak potrafi zająć się dzieckiem. Tak jak i matka Kornelii, tak i ja jestem pozytywnie zaskoczona. Nie będę wypowiadać się na tematy religijne, bo w moim przypadku to dość złożona kwestia, ale podoba mi się, że Mateusz o to dba i że przejmuje się chrztem Antosia. Och, no i kwestią finansową, bo to wbrew wszystkiemu ważne, nawet jeśli „pieniądze szczęścia” nie dają. Może, ale ich brak nie pomaga, a skoro już sprowadziło się na świat dziecko, teraz trzeba wychować i zapewnić mu podstawowe warunku do życia. Facet przejął się obowiązkiem, nie wypiera się Antka i chce zadbać zarówno o syna, jak i jego matkę. To się chwali, niezależnie od tego, jakie były te jego… gorsze momenty – bo ojciec to nie tylko dawca genów.
„Spróbuj” zawsze opisujesz jako krótkie opowiadanie, więc zakładam, że żaden wątek nie pojawia się tutaj przypadkowo – w takiej formie po prostu nie ma miejsca na zapychacze. Co więcej, dobry autor (nawet amator – pamiętam! :D) nie postępuje w ten sposób, więc tym bardziej zastanawia mnie wzmianka o ojcu Mateusza. To nie przypadek czy po prostu się z nami bawisz, próbując nakierować myślenie na dość oczywiste tory…? To moja pierwsza myśl, pewnie nie jako jedynej, ale co to będzie… najpewniej wyjaśni się z czasem.
Antoś znowu mnie rozbraja swoim zachowaniem. To dobrze, że dziecko nie jest tutaj tylko zapychaczem, które grzecznie pojawia się w wybranych scenach, rysuje, siedzi cicho i ogólnie jest „idealne”. Kto choć raz widział małe dzieci w miejscu publicznym albo sam je posiada, bez wątpienia widział, jak potrafią się zachowywać. Scena w kościele taka naturalna – maluch biega, krzyczy i nie przejmuje się tym, że to „miejsce skupienia”. No i cudo.
Końcówka też rozkoszna, bo pokazuje Mateusza ze strony kochającego ojca, który potrafi bawić się z dzieckiem. Poświęca mu czas i to się ceni, z kolie ten samochód… Cóż, w jego pochodzenie chyba lepiej nie wnikać. Jak długo facet nie wpakuje się w kłopoty, to jest do zrozumienia. Nawet Iza jest pod wrażeniem, a to już coś. Heh, nie sądzę, żeby Mateusz i Kornelia szybko zdecydowali się na drugie, chociaż kto ich tam wie? Antoś jest żywiołowy i bywa problematyczny sam w sobie, ale to dobrze; ma w sobie coś, co przyciąga i to nawet mnie – a więc kogoś, kto nie ma cierpliwości do „typowych” zachowań dzieci, przynajmniej cudzych (swoje bym znosiła ;3).
Rozdział z rodzaju tych „lżejszych”, tak bym to ujęła, ale nie ma tego złego. Na razie przechodzę dalej, póki mam chęci i czas na komentowanie.
Nessa.
Z tym wyglądaniem porządnie w kościele... ja się tam na modzie nie znam, ale żółta koszula i niebieska marynarka? Dla mnie trochę pstrokato. Chociaż w sumie, co mi do tego, jak ktoś się ubiera.
OdpowiedzUsuńZ pewnością za to widać, że Mateusz bardzo nieodpowiedzialnie podchodzi do wychowywania dziecka... takie typowe traktowanie malucha jak zabawkę na zasadzie "pobawię się w ojca". Fajnie, że poważnie podszedł do tej kasy, ale właśnie nie mam do niego za grosz zaufania.
Końcówka taka pouczająca i w większości się z nią zgadzam, chociaż uważam, że dziecko potrzebuje też stabilizacji emocjonalnej, poczucia bezpieczeństwa, którego oni mu nie dają. Bo teraz wszystko fajnie, jak chłopczyk jest mały i wystarczy mu pokazać kwiatki na trawniku, ale będzie dorastał... a dziecko nie przestaje wymagać opieki w wieku 6 ani 10 ani nawet 15 lat. Wtedy kradziony samochodzik i upieczone przez babcię ciasto nie wystarczy. Tylko nie będę też ich oceniać z wyprzedzeniem, może dorosną.
Natomiast tak z technicznego punktu widzenia to nie jestem fanką takich pouczeń w opowiadaniach, tzn. wolę, jak autor pozostawia to czytelnikowi do wywnioskowania samemu.Ale to tylko tak na marginesie.
Pozdrawiam
Karolina