Czytam = Komentuje

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/

czwartek, 10 września 2015

Rozdział 1 - Szansa na pełną rodzinę



Mały Antek siedział w krzesełku do karmienia przystawionym możliwie jak najbliżej stołu. Obserwował wszystko co miało na nim miejsce. Interesowały go kolorowe kubki, czerwone pomidory, oraz sztućce, które przy spadaniu wydawały charakterystyczny dźwięk. Prężył się więc najmocniej jak tylko umiał, by dosięgnąć któregoś, i szybko upuścić go na ziemie, zanim mama zauważy, a potem zrobić minkę w stylu: ale to przecież nie ja, spójrz na mnie jaki jestem słodki.
Młoda mama Antoniego wykonywała nerwowe ruchy, podczas smarowania kanapek, jednocześnie dokrawając chleba, i jedząc w pośpiechu.
Am – zakomunikować blondynek i wskazał palcem na karton mleka. – Am, am! – krzyknął zbulwersowany faktem iż nikt dłuższy czas nie zwracał na niego uwagi. Zmarszczył brwi, chwycił za gumową piłkę, którą trzymał w miejscu przeznaczonym na kubek lub butelkę, i rzucił przed siebie chcąc w ten sposób dać upust swemu zdenerwowaniu.
Czerwona piłeczka trafiła w wazon, w którym stały borówki. Kryształ niebezpiecznie się zachwiał, co Antoś skwitował w charakterystyczny dla siebie sposób, mówiąc o oł.
Nie rzucaj do cholery! – wrzasnęła na niego mama.
Chłopiec zrobił smutną minkę, spuścił główkę, a sekundę po tym geście wzruszył ochoczo ramionkami i uśmiechnął się radośnie.
Olely – powtórzył przygryzając dolną wargę przednimi ząbkami, jedynymi jakie posiadał.
W progu kuchni stanęła Izabela w ręcznikowym szlafroku, w kolorowe paski. Nachyliła się po piłeczkę i oddała ją wnukowi, gdyż ten niemal od razu wyciągnął po nią rączki.
Dała byś temu dziecku coś normalnego do jedzenia, a nie na zmianę go pasiesz, jak nie kanapkami z serem topionym lub pasztetem, to gotowymi słoiczkami.
Kornelia nic nie odpowiedziała, po prostu przewróciła oczami. Jej matka zasiadła przy stole, chwyciła za puszkę kawy, po czym wstała i udała się do blatu, gdzie stał mały czajnik elektryczny. Kobieta chciała sobie przygotować kawy. Sięgnęła więc po kubek, nasypała do niego kawę i rzuciła komentarzem:
Jak ja nie naleję wody do dzbanka, to nikt nie naleje, a ja ci mówiłam, że jak mu robisz herbatkę czy soczek, to nie wlewaj wody z kranu, tylko tę filtrowaną.
Kornelia ponownie przewróciła oczami i wybełkotała nieuprzejmie:
Dzień dobry, mamo.
Dobry? Tutaj? Ja to chyba dopiero w grobie odpocznę. Wtedy dopiero będę miała dobre dni – marudziła dalej Izabela, dokładnie tak samo jak co rano.
Po wstawieniu wody na kawę usiadła ponownie przy stole, wcześniej, po raz kolejny, podając piłeczkę Antosiowi, i uśmiechając się do niego, oraz mrugając oczami. Na co maluch odpowiadał dokładnie tym samym.
O alimenty go zaskarżyłaś? – zapytała Izka, sięgając po jedną z kanapek przekrojonych na pół, i podając ją wnukowi.
Ja mu kroję w wagoniki – pouczyła ją Kornelia, a Antoś przerzucał swoje spojrzenia z babci na mamę, a z mamy na babcie, dokładnie tak jakby wiedział, że dyskusja i spór toczą się o niego.
Niedługo to mu nic nie będziesz kroić, bo cię na chleb nie będzie stać. Ja się dogadałam z komornikami, będę płaciła długi od tego miesiąca, nie mogę dłużej utrzymywać was oboje. Poza tym Antoś ma ojca. Zaskarżyłaś go o alimenty, czy nie? – naciskała córkę, jednocześnie karmiąc wnuka kanapką z serkiem topionym. – Nie zrozum mnie źle, ja gdybym miała, to bym wam naprawdę dała. W końcu jesteś moim dzieckiem, ale nie mam – dodała nerwowym tonem. – Pomogłam wam tyle ile mogłam, macie gdzie mieszkać, nie płacicie za czynsz, ani światło. Wózek małemu kupiłam nowy, bo nie mógł dłużej w tym dużym jeździć przecież. Chyba teraz czas na ojca, prawda?
Mateusz kocha małego, więc...
Miłością, to on go dziecko nie wykarmi, nie ubierze, i nie opierze. Niech się do jakieś roboty w końcu weźmie – powiedziała do córki, po czym zwróciła się do wnuczka: – Tak, wyślemy tatę do roboty? Będzie na ciebie zapierdalał, jak należy. W końcu co on myślał, że zrobi dziecko nastolatce, i na tym się jego rola skończyła?
Tak – odpowiedział mały Antoś i uderzył dłonią na oślep. Trafił w jedną z kanapek, przez co ubrudził sobie cały rękaw żółtej bluzki z kołnierzykiem i na guziki. – O oł! – krzyknął, i pokazał babci co się mu podziało.
No bo cię ubrała zanim zjadłeś – skomentowała Izabela, i wstała, by zdjąć wnukowi brudną koszulkę. – Mogłaś go w piżamie nakarmić i tak trzeba ją do prania wrzucić, bo jest cała od oliwki.
Izabela wyszła na moment ze staro wyposażonej w sypiące się meble kuchni, i udała do łazienki, by wrzucić koszulkę wnuka do kosza na pranie.
Wiesz co Antoś? Babcia ci zupkę zrobi dzisiaj – nawoływała jeszcze z korytarza. – Taką dobrą, pomidorówkę. Taką jak lubisz. Pojedziemy na rynek, kupimy warzywka...
Kornelia z irytacją, chyba po raz piąty, przewróciła oczami. W normalnej sytuacji by się odezwała, chcąc spacyfikować matkę, z czego zapewne wytworzyłaby się karczemna awantura, ale teraz nie mogła sobie na to pozwolić. Była zmuszona być miła, i to nie tylko dlatego by nie zostać bez dachu nad głową z malutkim dzieckiem, ale dlatego, że pragnęła tego dnia coś ugrać.
Dzień dobry pani – odezwał się Mateusz przekraczając próg. Usiadł przy stole między Kornelią, a fotelikiem swojego synka, i wbił spojrzenie swoich niebieskich oczu w Izabele.
To jest żart!? – wrzasnęła kobieta widząc, że dwudziestolatek ma na sobie jedynie krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach. – Wyjątkowo niesmaczny – dodała.
Macny, macny – rzucił z uśmiechem od ucha do ucha Antoś i w skupieniu, z niezwykle dużą uwagą, obserwował co się wydarzy dalej. Z tego zapatrzenia aż usiłował wsadzić całą dłoń do buzi.
Pomyśleliśmy z Kornelką, że skoro już jest Antoś, to my mu chcemy dom stworzyć... – zaczął Mati niezwykle ostrożnie, z dużą skrupulatnością dobierając słowa.
A kto wam broni? Chcecie dom, deweloperów pełno. Działki też do sprzedania wyrosły, jak grzyby po deszczu. Twórzcie dom.
Pani Izo, ja wiem, że pani mnie nie lubi, ale pomyśleliśmy z Kornelką, że dla małego najważniejsze, by rodzina była pełna, no a gdzie się nie poczuje pełniej niż w domu, z rodzicami... i z babcią oczywiście. – Wskazał na rudowłosą kobietę z szerokim uśmiechem.
Po moim trupie – warknęła Izabela, i skupiła całą swoją uwagę na Antosiu.
Mówiłem, że to się nie uda – szepnął w stronę dziewczyny Mati.
Uda się – odszepnęła, i tym razem to ona ruszyła do ataku. – Ale czego się boisz? Drugiego dziecka, przecież nie zrobimy, przecież mieszkaliśmy już razem.
Właśnie. Mieszkaliśmy, przecież trochę u moich rodziców, i trochę oddzielnie, to tak sobie pomyśleliśmy, że teraz trochę pomieszkamy u pani – dorzucił swoje trzy grosze Mateusz. – Ja złożyłem już wniosek o mieszkanie do lokalówki. Mamy dziecko, powinni nam coś dać.
Bezrobotnemu i ledwie pełnoletniej? – rzuciła pytająco. – Na pewno dla was coś znajdą – wydrwiła.
Mam pracę – dorzucił szybko brunet. – Na razie niewiele, i trzy zmianowa, ale chociaż tysiąc będzie, a potem się zobaczy. Może brat mi do montowania klimatyzacji załatwi, to wtedy będę wychodził dwójkę. Jakoś damy radę. – Wstał by wziąć marudzącego Antosia na kolana. – Inni jakoś sobie radzą – dodał, tuląc synka do siebie.
Inni to nie wy.
Mamo, zgódź się. Będziemy się do rachunków dokładać – chwyciła się brzytwy Kornelia. – Ty z moim ojcem nie byłaś, więc pozwól chociaż Antosiowi mieć pełny dom.
Właśnie – poparł Mateusz. – Dla niego – dodał, i podniósł synka wyżej, przytulił mocniej, i zrobił smutną minkę. – Da pani radę odmówić takiemu słodziakowi? – dopytywał, a Antek idealnie wpasowywał się w role brania babci na litość.
Izabela widząc jego ciemne, błyszczące oczy, nie potrafiła odpowiedzieć inaczej jak:
Dobrze, ale ja już wiem, że będę tego żałowała.
Jest! – ucieszył się Mateusz i posadził Antka na jednym swoim kolanie, wyciągnął otwartą dłoń przed siebie. – Piątka mały? – zapytał, na co Antoś ochoczo przybił i zaśmiał się w głos.
Mówiłam, że się zgodzi – szepnęła Kornelia, gdy jej matka wstawała na równe nogi.
Zrób mi kawę, Mateusz. Przydaj się na coś – powiedziała zanim wyszła. – I ubierzcie to dziecko w coś. Niech on goły taki nie chodzi! – krzyknęła z przedpokoju.
Ubierzesz go? – zapytała Kornela Mateusza. – A ja jej w tym czasie zrobię tą kawę, i niech już przestanie marudzić.
Jasne. Tylko ten... – wstał, i zakręcił się w około czym wprawił w głośny śmiech półtorarocznego chłopca. – Gdzie są jego jakieś śpioszki?
On nie chodzi w śpioszkach. Spodnie ma na sobie, to mu jakąś koszulkę załóż. Tylko na długi rękaw. Ta komoda przy łóżeczku jest jego.
Oki. Idziemy wykonać misję? – zapytał Antka wyrzucając go mocno do góry na wysokość podniesionych rąk, i telepiąc nim na wszystkie strony.
Nie rzucaj tak nim bo jadł! – krzyknęła blondynka. – I załóż mu najlepiej jeszcze body pod koszulkę. Nie jest dziś za ciepło, a moja matka sobie ubzdurała, że po rynku będzie z nim chodzić.
Twoja matka, to wiesz... – zamilkł i wykonał gest palcem, kręcąc nim przy swojej skroni, co jednoznacznie wskazywało na to iż ma niedoszłą teściową za wariatkę.
Kornelia się zaśmiała, a mały Antoś uznał to za świetną zabawę, i usiłował pokazać podobnie jak tatuś. Mężczyzna wyszedł z kuchni, przerzucając sobie syna przez bark niczym worek ziemniaków. Antkowi bardzo się podobało, że tak wisiał, więc śmiał się jeszcze głośniej niż zazwyczaj, i wymachiwał jedną nogą. Za drugą trzymał go ojciec, by mały mu się czasami nie wyślizgnął. Kornelia nigdy, nie mogła patrzeć na takie ich zabawy. Zawsze się bała, że Mateusz upuści Antka i dojdzie do tragedii. Jednak nic takiego nigdy nie miało miejsca. Mały był zadowolony, więc zamykała oczy, i udawała ślepą, gdy dochodziło do takich wyczynów. Jej mama z Antosiem bawiła się bardzo podobnie, dlatego to było jedne czego się nie czepiała u Mateusza. Uznała, że jeśli ten facet do czegoś się nadaje, to do zabawy z dzieckiem, oczywiście pod warunkiem, że był trzeźwy, niezdenerwowany, i nie było żadnego kumpla w pobliżu.

Rozdziały będą dodawane każdego 10, 20, i 30 dnia miesiąca.

39 komentarzy:

  1. Och, sytuacja z pewnością nie jest różowa. Ale najwyrazniej Kornelią jest nieco starsza, niz ske spodziewałam, , a Mateusz w tym rozdziale nie wydawał sie taki zły. Orzynajmniej ma jakis oomysl. Ale nie ufam mu tak do konca, szczerze powiedziawszy. Mam wrażenie, ze musi byc cos na rzeczy w ostatnich słowach, przemyśleniach Izabeli... Pewnie cześciej miewa zły humor niz taki jak tutaj.... No ale mimo to chciałabym wierzyć, ze skoro znalazł prace i chce zachowywać ske jak ojciec, to będzie lepiej. Izabela bardzo chce kontrolować i wychowywać wnuka po swojemu, ale wlasciwie to trudno się dziwić, ze moze nie miec zaufania co córki. Jednoczesnie i dziewczyna ma troche racji...widac, ze naprąde kocha swojego syna i chce się nim opiekować. ciężka kwestia, ale moze i do rozwiązania? Antoś jest przesłodki. Nadal za mało opisów, ale z przecinkami było nieco lepiej,teraz jak juz, to w druga stronę, czasem wręcz był ich nadmiar ;) czekam na 20.09 i zapraszam na świeżo dodany rozdział na zapiski-condawiramurs.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaznaczam, że to ma być opowiadanie, a nie powieść, stąd tak mało opisów, bo skupiam się na historii i konkretach, a otoczenie pokazuje czytelnikowi minimalnie, bo tak naprawdę nie ma znaczenia czy meble w tej kuchni są białe czy brązowe, jakie sobie czytelnik wyobrazi, takie będą, najważniejsze że są stare, bo to pokazuje sytuacje materialną tej rodziny... fatalną sytuacje materialną, ale jednocześnie realną. Taka nadmierna opisowość, obrazowanie, rozciąganie zachowań bohaterów, ich gestów i mimiki kojarzy mi się z przede wszystkim powieścią, czymś co ma być z założenia długie. Spróbuj, to krótkie opowiadanie, zbudowane tylko i wyłącznie na konkretach. Dlatego na dłuższe opisy tutaj nie ma co liczyć, bo "Spróbuj" z założenia ma się czytać szybko, i to czytanie ma nie męczyć, być jakby "dla każdego".
      Nadmiar przecinków xD Ja czułem, że jak nie będzie ich za mało, to będzie za dużo, ale tak jak mówię cały czas się uczę więc może w końcu ogarnę... ;-)
      Ja zajrzę na twój blog, ale nie na nowy rozdział, bo ja tam jestem w tył i najpierw muszę nadrobić. Myślę, że już jutro uda mi się nadrobić i być na bieżąco, a wtedy będziesz mogła mnie śmiało informować o kolejnych rozdziałach. Takie informowanie mnie jest nawet konieczne. Ja lubię jak mi się ludzie przypominają xD
      Antoś jest bardzo żywym i rezolutnym, małym chłopczykiem, którego życie od kołyski nie rozpieszczało. Niby ma w swoim otoczeniu ludzi, którzy go kochają, ale... najpierw powinno się mieć poukładaną sytuacje szkolną, rodzinną, materialną, mieszkaniową, czasową, a potem powinno się brać za dzieci, a Kornelia i Mateusz mają siebie, awantury, długi, nałogi i Antosia. Więc to nie jest za wesoła sytuacja.
      Będzie też druga strona i chyba ta druga strona będzie już w kolejnym rozdziale. Poznamy wtedy Piotra, Magdalenę i Kaśkę - rodzinę, w której on jest nauczycielem, ona prawnikiem, a Kaśka nastolatką. Zobaczymy tą bogatą stronę życia, która tak naprawdę także nie jest idealna. Biednym wydaje się, że pieniądze rozwiążą ich problemy i to jest piękne, bo to pozwala im jeszcze wierzyć, żyć nadzieją, mieć motywacje do zdobywania fortuny by poprawić swój byt. Bogaci ludzie nie mają już tych złudzeń i wiedzą, że jak nie problemy finansowe, to zdrowotne, albo jeszcze jakieś inne.
      Nie wiem czy widziałaś trailer opowiadania. Jeśli nie to serdecznie cię na niego zapraszam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Witam =)
    Przyznam, że czekałam na pierwszy rozdział, więc jestem tym bardziej zadowolona, że pojawił się tak szybko. Dziesięciodniowe odstępy pomiędzy kolejnymi częściami również jak najbardziej mi odpowiadają, chociaż sama praktykuję pisanie codziennie... Tak, tak - po prostu to uwielbiam. Ale wiem jak to jest z czasem, poza tym opowiadanie zapowiada się na tyle dobrze, że trwałabym nawet, gdyby rozdziały pojawiały się raz na miesiąc albo rzadziej.
    Nie lubię dzieci. Naprawdę, strasznie mnie irytują, a jednak Antoś na każdym kroku mnie zadziwia i po prostu nie potrafię go zignorować albo jakkolwiek źle o nim myśleć. Jest taki beztroski, pogodny, uroczy... Rozbraja mnie swoim zachowaniem i tym uroczym "o oł", kiedy coś przeskrobie. Uwielbiam opisy i czuję się nimi usatysfakcjonowana, tym bardziej, że idealnie równoważą dialogi. Co więcej, Antoś nie wydaje mi się sztuczny, a w wielu historiach, które czytałam, dziecko było po prostu cukierkowym dodatkiem - idealne, że aż mdli. Tutaj tak nie jest, a przynajmniej ja na tym etapie nie odniosłam takiego wrażenia.
    Mateusz... To dopiero początek, ale na razie odbieram go dość pozytywnie. Niemniej jestem po stronie Izy, która jak najbardziej słusznie twierdzi, że miłość to zbyt mało, żeby być ojcem. Oczywiście, to jest ważne, ale powiedzieć "kocham" to czasami niewystarczające. Kochający rodzice dbają o swoje dzieci. Przyjmują na siebie obowiązek, bo to nie winą maleństwa jest to, że pojawiło się na świecie. Wiem o tym aż nazbyt dobrze i przyznam szczerze, że w pewnym momencie ciśnienie mi się podniosło, bo wzmianki o alimentach i obowiązkach płynących z miłości, przywołały stosunkowo świeże i wciąż jeszcze przykre dla mnie wspomnienia. Niemniej dzięki temu tym mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Twoje opowiadanie jest dobre - po prostu "samo życie" chciałoby się powiedzieć.
    No cóż, to są dzieciaki. W porządku, Kornelia jest niewiele młodsza ode mnie, ale i tak uważam, że mentalnie to jest dzieciak. Może potrafi zająć się dzieckiem, a Mateusz świetnie się z nim bawi - jasne, kontakt jest bardzo ważny, tak jak i chęć zbudowania dziecku domu oraz zapewnienia pełnej rodziny, ale słowa to trochę za mało. Dziecko jest i trzeba się nim zająć. Dobrze, że Mateusz pracuje, ale jak słucham o tym, jak gdybają i snują cudowne plany, zaczynam zastanawiać się nad tym, czy którekolwiek z nich pomyślało o tym, jak bardzo wymagające jest to zadanie. Podziwiać należy czyny niż słowa, a ja mam wrażenie, że na pięknych planach w tym przypadku się skończy... A resztę zweryfikuje życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza na swój sposób przypomina mi moją mamę - zaradną kobietę, która w rzeczywistości utrzymuje wszystko na swoich barkach. Zajmuje się wnukiem, wspiera Kornelię... Podoba mi się jej postawa, naprawdę. A jej narzekanie wcale mnie nie dziwi, bo kochać, to nie znaczy udawać, że druga osoba jest idealna. Kornelia popełniła i popełnia błędy, więc wręcz chwali się to, że matka próbuje wymóc na niej podjęcie konkretnych decyzji. Mam wrażenie, że dziewczyna na razie jest zbytnio zaślepiona ojcem Antosia, żeby zastanowić się nad tym, co jest ważne - a więc nad przyszłością dziecka. Nie chce od niego alimentów, bo wierzy, że samo bycie z Mateuszem jej wystarczy, a wszystko inne ułoży się samo, ale cóż... To tak nie działa. Suprise, witamy w świecie dorosłości!
      Znowu się rozpisałam, ale tematyka o której piszesz jest jak temat rzeka. To dobrze, ja zresztą uwielbiam długie komentarze, które coś wnoszą. Tak czy inaczej, na razie nie żałuję, że zaczęłam czytać i czekam na więcej.
      Och, swoją drogą, ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam dwukropek przed fragmentem "ale to przecież nie ja". Naprawdę - w końcu sama zwróciłam na to uwagę przy prologu. Doceniasz czytelników i to widać, więc z tym większą radością zabieram się za komentowanie. To się chwali, tym bardziej, że spotkałam od groma osób, które potrafiły rzucić się od gardła, nawet jeśli zwracało się im uwagę na rażący błąd, jak chociażby "duł" - bo po co się czepiać, w końcu regułki to tylko taka drobna sugestia...
      W takim razie pozwolę zwrócić sobie uwagę na jedną kwestię, która bardzo mnie drażni =) Przecinki przed "i". Nigdy nie stawiamy przecinków przed "i" - o ile to nie jest wyliczenie. "Miała to i to, i to, i tamto". Wtedy tak, ale poza tym "i" samo w sobie jest święte i przecinka nie potrzebuje, zresztą tak jak i "oraz". ;)
      Przy okazji chciałabym podziękować za komentarz u mnie. "Cienie Przeszłości"... Tak, chyba sama bym je zasugerowała, jeśli już miałabym wybrać którąś ze swoich historii. Rozumiem kolejność w nadrabianiu czytanych blogów, jak najbardziej. Nigdy nie oczekiwałam, że ktokolwiek będzie czytać moją historię tylko dlatego, że zdecydowałam się gdzieś pojawić, więc tym bardziej mi miło. Mam nadzieję, że wrażenie będzie dobre, kiedy już znajdziesz chwilę, żeby poczytać.
      Rozbawiła mnie jedna rzecz, mianowicie to, co napisałeś o moim drugim blog - "Zagubionych w czasie". Damon i trzy panie? Na Boga, ja nie piszę o "Pamiętnikach Wampirów", bo najzwyczajniej w świecie serialu nie uznaje; dla mnie jedynymi prawdziwymi pamiętnikami jest książka - i to tylko części pisane przez panią Smith. Niemniej uwielbiam Iana (Dobra, książkowego Damona też uwielbiam.), stąd jego obecność u mnie. Na szablonie znajdują się ni mniej, ni więcej, ale mój Gabriel, jego żona Renesmee oraz dwie siostry - Layla i Isabeau. Stąd trzy kobiety, bo nigdy nie pokusiłabym się o stworzenie całego haremu, a i szablon "trójstronnego zauroczenia" mnie nie kręci ;) Dodam jeszcze, że wcale się nie dziwię, że pokuszenie się o LITT jest wyzwaniem - tym bardziej, że to opowiadanie ma już blisko... tysiąc rozdziałów. Trzysta to zaledwie aktualna księga, która sukcesywnie zbliża się ku zakończeniu. To mój osobisty sukces, moja perełka - i wyzwanie dla czytelników, ale to inna sprawa.
      Raz jeszcze dziękuję i... Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział.
      Pozdrawiam i życzę weny,

      Nessa.

      Usuń
    2. Wow, a myślałem, że tylko ja się umiem tak naprodukować u innych i zawsze wydawało mi się, że niektórych męczy czytanie moich komentarzy, ale jak przeczytałem twój, to teraz wiem, że to w sumie bardzo miłe.
      Sytuacje bohaterów (nie tylko Kornelii, Izy, Mateusza i Antka, ale też tych, którzy pojawią się później) są bardzo realne, właściwie to opowieść jest taka "prawdziwa aż do bólu" i zdaje sobie sprawę, że wiele osób nie lubi takiej tematyki, bo tym, którzy coś w życiu przeżyli, przywołuje na myśl złe wspomnienia, a tym, którzy mieli życie usłane różami przez nadopiekuńczych rodziców, taka tematyka nie przypadnie do gustu, bo nie mają możliwości jej zrozumieć, dla nich to będzie fikcja, typowe fantasty i powiedzą "to się nie zdarza". Teraz mi przyszło na myśl... właściwie to przywołało moje wspomnienie z rozmowy z lekarzem, którą toczyłem kilka dni temu i ten człowiek nie wierzy, że ludzie pracują za tysiąc złotych, i to ludzie dorośli co mają dom, dzieci, żony czy mężów. Jego zdaniem tyle to tylko sobie idą studenci dorobić, i to studenci, którym mieszkania i czesne i inne takie opłacają rodzice i dziadkowie. Dla niego to była fikcja, on mi zwyczajnie nie wierzył, bo gdzieś tam świat mu wywiał takie realia, bo on co rok zmienia samochód i to taki za 40-100 tysięcy. Zauważyłem też, że ludzie szybko zapominają co przeżyli, zapominają biedę, zapominają nieudane relacje rodzinne, bo nagle los się do nich uśmiechnął i już nie umieją współczuć, zrozumieć, nawet nie umieją odnaleźć się w realiach, które kiedyś były im bliskie i taka postać też się na tym blogu pojawi.
      Nie tylko sytuacje i realia chciałem by były autentyczne, ale też pragnąłem stworzyć takich bohaterów. Ludzi z krwi i kości, z dużą ilością źle podjętych decyzji, które zaważyły na przyszłości, nie tylko ich, ale przyszłości innych.
      Ja się w życiu zetknąłem chyba z każdym gatunkiem człowieka. Znałem faceta co zmieniał samochody jak rękawiczki, a jego dziecko, które zostało przy byłej żonie nie miało na chleb, ani na buty zimowe. Znałem kobietę, która się sprzedawała, właśnie dlatego, że nie mogła liczyć na chłopaka, ani rodzinę i została sama z dzieckiem i nie mogła podjąć innej pracy bo godziny pracy, a godzin przedszkolnych nie współgrały. Spotkałem w życiu dzieci co miały wszystko, a teraz biorą dopalacze i żebrzą w parkach, albo kradną gdy z Empiku. Spotkałem też wulgarnych, bezczelnych nieuków, co wyrośli z patologi, a teraz mają firmy i stawiają domy dla własnych dzieci. Życie obfituje w takie skrajności i spotkałem się na pewnym blogu ze zdaniem "Życie to bajka, a nie każda bajka ma dobre zakończenie. Możemy mieć jednak pewność, że w swoim spotkamy: śpiące królewny, królewiczów, którzy cenią jazdę konną, złe macochy, potworne wiedźmy, pomocne duszki, nienawiść i miłość, wiarę i nadzieję, stracone szanse i niewykorzystane okazje. Nasze życie to bajka, ale na jej scenariusz mają wpływ też inni, los i miejsca, w których przyszło nam żyć. Nie piszemy sami kart swojej historii". I za cholerę nie pamiętam czy to był blog o tytule "Zgadnij kim jestem", czy "Się nie zdarza taka miłość", czy "Wysypisko marzeń". Cytat mogłem trochę pokręcić, bo był chyba dłuższy, ale sens miał taki sam.
      Nie obrażam się o wytykanie błędów, nawet się cieszę, że mam tak "czujnych czytaczów", co są skorzy do pomocy. Póki nikt mnie nie wyśmiewa, to jest okay, a z drugiej strony jak się trochę śmieje, to ja też mam dystans do samego siebie.

      Usuń
    3. Też lubię Izkę i też ją popieram, a byli czytelnicy, co uważali ja za okropną, wredną i czepialską babę. Izka jest trudna i wiem, że z taką osobą ciężko żyć pod jednym dachem, na jednym garnku, jeszcze w dodatku z jej pensji, ale z drugiej strony ona ma nie tylko racje i dobre intencje, ale też nie jest bierna - ona nie tylko komentuje i krytykuje, ona też daje coś od siebie i to właśnie daje jej prawo moim zdaniem do tej krytyki i oceny, a ile Kornelia i Mateusz z niej wyciągną, to ich sprawa.
      Kornelia jest typem niedojrzałej osiemnastolatki, dla której w związku najważniejsza jest miłość i ona uważa, że "kocha się nie za coś, a pomimo czegoś, bo nie istnieje żaden powód do miłości" i myślę, że ma prawo tak myśleć. Byłbym hipokrytą, gdybym jej zabraniał, bo sam tak kiedyś myślałem, ale po pewnych doświadczeniach, dotarło do mnie, że kocha się właśnie za coś, że tylko małe dzieci potrzebują bezinteresownej i bezgniewnej, niewymagającej miłości, troski i opieki, cała reszta świata, reszta relacji to właśnie "coś za coś", rodzic uszanuje dziecko, gdy to uszanuje jego, mąż ugotuje obiad dla całej rodziny mimo nocki nieprzespanej i pracy po kilkanaście godzin, ale nie dla kobiety, które ogranicza się do palenia jeden za drugim i malowania paznokietek, żona rozłoży uda, ale nie dla takiego męża co wraca co kilka dni pijany z budowy. Życie dorosłych to zależność "coś za coś" i sztuką jest umieć nie tylko brać, ale też dawać, tragedią jest jednak dawać i nie oczekiwać nic w zamian, bo taka relacja, reakcja, równanie ma zazwyczaj złe zakończenie.
      Antoś - miał być dzieckiem typu... "żywego srebra", uroczy, psotny, zabawny, czasami wkurwiający, bo takie są dzieci i każdy kto je ma ten wie, że nie jest to tylko przytulanie, karmienie buteleczką i nakręcanie karuzeli nad łóżeczkiem. Są dni, gdy chce się zrobić głupi obiad, a taki łazi przy stole, krzyczy, piszczy, zabiera rzeczy, rzuca przedmiotami. Dlatego też czytając blogi, odniosłem wrażenie, że pisali je ludzie, którzy z małymi dziećmi nie mają żadnej styczności (może nie zawsze miałem takie wrażenie, ale często). Kilkulatki, co tylko odrabiają lekcje, albo siedzą przed telewizorem, maluchy co mówią, uśmiechają się i zadają zabawne pytania, jeszcze mniejsze dzieci co się je słodko ubiera i zabiera na spacery, ale wzmianki o nieprzespanych nocach i oczach na zapałki, to tam nie było... temat rzeka, kolejny temat rzeka i jak kiedyś znajdziesz czas, to oczywiście możemy powymieniać się poglądami, doświadczeniami i po prostu podyskutować.
      Co do ojców i alimentów - zrobiłeś to wychowuj, a wychowuj to też utrzymuj, opiekuj się, pomagaj. Nie popieram takich co płacą krocie i nie widują, nie popieram też takich co chcą widzieć, ale nie chcą płacić. A ostatnio miałem ciekawą rozmowę z kolegą, co powiedział, że za alimenty już do paki nie wsadzają, więc ta jego złożyła sprawę i teraz on i ona i dzieci żyją za alimenty od państwa, więc on by już się pracą żadną nie hańbił. Kolejna spraw,a to czy wsadzanie za alimenty byłoby rozwiązaniem? Jakim? Przecież to kolejne obciążenie dla podatnika, bo nie dosyć że utrzymywałby ciągle dzieci takiego nieroba, to jeszcze jego żywot za kratkami by opłacał. Moim zdaniem na takich powinna być jedna metoda - kulka w łeb, albo odcięcie fiuta. I nie mówię tu o przypadku, gdzie ktoś nie ma pracy jakiś czas i potem gdy już ją znajdzie, to spłaca zaległości, bo każdemu może się poślizgnąć noga. Ja mówię o takich co z pokolenia na pokolenie są uczeni kombinatorstwa i nygustwa.

      Usuń
    4. Och, ja uwielbiam długie, wyczerpujące komentarze, ale niestety nie zawsze i wszędzie mogę sobie na nie pozwolić – bo i nie zawsze znajdzie się temat, który można w aż tak szczegółowy sposób omówić. Zabawne, ale prawdziwe, bo czasami krótka wypowiedź, krótki rozdział, a nawet jedno zdanie, może zmusić do głębszej refleksji, aniżeli cała powieść. Jeśli zaś chodzi o długie komentarze, mnie czytanie ich zdecydowanie nie męczy, więc miło mi, że Ci uświadomiłam, jak przyjemnym doświadczeniem jest otrzymanie takiego "giganta".
      Realność tej historii jak najbardziej przypadła mi do gustu. Powiem wprost: nie cierpię papierowych bohaterów, którzy nie mają charakterów, historii... "Tego czegoś", co czyniłoby ich prawdziwymi. Cukierkowe, idealne postacie również nie są rzeczywiste. Na Boga, ludzie są nieidealni – i właśnie o to chodzi, bo nie u każdego przeważa tylko jedna natura. Światłocień, jak sama uwielbiam powtarzać – dobre i złe cechy charakteru, tak jak u Matiego, który ma swoje momenty i na pewno kocha syna, ale poza tym tak naprawdę nie jest gotowy na rolę ojca. Problemy finansowe również są powszechne, a jednak dla niektórych to istotnie prawdziwa abstrakcja utrzymać się za marny tysiąc, skoro sami zarabiają kilka razy tyle. Czasami kiedy słucham jak mama opowiada o swoich koleżankach z pracy, po prostu wierzyć mi się nie chce, że dla nich problemem jest utrzymanie się z dwóch "marnych" pensji; no cóż, mama ma jedną, a jednak daje radę, podczas gdy w domu jest nas łącznie trójka. Ale nie... Nie, przecież to się nie da, prawda? Dla niektórych tysiąc to drobne na małe zakupy...
      Nie przeczę, że czasem właśnie w życiu codziennym da się odnaleźć inspiracje – motywację do tego, żeby pisać. Już po pierwszym rozdziale widzę prawdziwe postacie i to jest już spoty sukces, a jeśli ma być ich więcej, tym bardziej jestem na tak. "Zapychacze" nie spełniające żadnej roli... Cóż, takich równie dobrze można nie umieszczać wcale. Nie wierzę w istnienie osób idealnych, które nigdy nie popełniły żadnego błędu. Jedynym udaje się wybrnąć, inni walczą do samego końca albo polegają – prędzej czy później. W zasadzie wydaje mi się, że jeśli dobrze się rozejrzeć, każdy prędzej czy później znajdzie różne "typy" osób, chociaż czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego z kim mamy do czynienia na co dzień. Z drugiej strony... Wydaje mi się, że najważniejsze jest, kim są tu i teraz – jacy się stali pomimo błędów. Nie należy oceniać przeszłości, ale... teraźniejszość.
      Dlatego też trudno ocenić mi Kornelię i Mateusza za to, że w przypływie uczuć doprowadzili do pojawienia się Antosia. Stało się i tyle. Pytanie tylko, co każde z nich zrobi w związku z tym, tym bardziej, że na tę chwilę wszystko wydaje spoczywać się na barkach Izabeli. Och, ja zdecydowanie nie należę do tych, którzy odbierają ją jako postać negatywną, a wręcz przeciwnie. Jest silna, zdecydowana i jest wsparciem dla młodych, chociaż podejrzewam, że ci jeszcze długo tego nie docenią. W zasadzie te najbardziej oddane osoby – wręcz anioły, które mimo wszystko pojawiają się na drodze każdego z nas – najłatwiej docenić, kiedy już straci się szansę. Czasami trzeba upaść, żeby zrozumieć, a oglądając zwiastun odniosłam wrażenie, że Kornelia będzie musiała doświadczyć jeszcze całkiem sporo, żeby nareszcie zrozumieć swoje błędy. Dorastanie jest trudne i tak jest prawda.

      Usuń
    5. Czytam o Kornelii i przyznaję, że w niektórych kwestiach ją rozumiem – bezinteresowność w miłości, oddanie "temu jedynemu"... Ale istnieje tu pewien złoty środek, który jej umyka. Serce przysłoniło rozsądek, a po miłosnych uniesieniach powrócił szara rzeczywistość i dopiero wtedy pojawił się prawdziwy problem. Ona nie zna życia. Jak mniemam, do tej pory wszystkie problemy rozwiązywała za nią właśnie matka, która również teraz utrzymuje cały dom, a dodatkowo zajmuje się Antosiem. Dziecko, owoc miłości... Ale miłością go nie wykarmią i nie zapewnią dobrego życia. Potrzeba odpowiedzialności, której zabrakło wcześniej – a skoro tak, teraz istnieje dość dobry "powód", by zacząć myśleć. Jest dziecko i wtedy miłość miłością, ale Kornelia powinna nauczyć się wymagać czegoś więcej zarówno od partnera, jak i siebie samej. Mam wrażenie, że ona właśnie tego nie rozumie i jeszcze długo nie zrozumie, co widać po tym, jak mało problematyczne jest dla niej wprowadzenie Mateusza do domu, jakby Iza miała mało problemów z utrzymaniem jej i Antosia.
      W kwestii przedstawienia dzieci zgadzam się w zupełności. Czytałam wiele opowiadań, gdzie dziecko było ładnym dopełnieniem rodzinnego obrazka. Dzieci nie płaczą, nie chcą niczego, są idealne... Och, prawie jak zwierzątka domowe! Ładnie wygląda scena, gdzie się je pogłaska, potrzyma na rękach i wygodni do zabawy, bo przecież same się sobą zajmą. Normalnie cukiereczki i tyle. Czasami się zastanawiam, czy osoby piszące w ten sposób, miały chociażby młodsze rodzeństwo. Sama nie mam doświadczenia w tym temacie, a mój instynkt macierzyński tymczasowo wyjechał i nie wiadomo kiedy wróci (Na tym etapie mam ochotę powybijać obce dzieciaki, o ile nie siedzą cicho i nie zachowują się względnie normalnie.), ale w pisaniu staram się unikać tej idealności... Hm, efekt bywa różny, poza tym przez wzgląd na tematykę, w której się lubuję, wygląda to trochę inaczej. Cóż, prawdziwe wyzwanie dopiero przede mną i wtedy się zobaczy.
      Temat rzeka, tak. Ja tam na dyskusję jestem otwarta, a czasu jak na tę chwilę mam aż nadto (byle do października...), więc przy jakiejś okazji, bardzo chętnie.
      Ojcowie i alimenty. Znam ten temat od podszewki. I jestem zachwycona tym, co czytam teraz – a konkretnie o tym, jak powinien zachowywać się prawdziwy ojciec. Prawdziwy, nie dawca nasienia, bo DNA nie czyni rodzica. Pieniądze nie są rozwiązaniem, ale ich brak również nie. Mam na myśli to, że ojciec, któremu zależy na dziecku, będzie o nie zabiegał – będzie chciał je widywać, będzie na nie łożył, nawet jeśli miałby zdobyć się nawet na symboliczne dziesięć złotych na miesiąc, bo tylko na to go stać. Czytam, co napisałeś, i mam wrażenie, że to książkowy opis mojego tatusia. Dzieci były wygodne do momentu, w którym nie okazało się, że rozwód równa się alimentom. A to zaskoczenie było… Teraz mógłby uczyć owego „kombinatorstwa”, bo jest w tym świetny – mógłby się tym zajmować na przemian z pisaniem bajeczek, bo to też mu znakomicie wychodzi. Ale w naszym państwie na takiego nie ma mocnych… I tu po raz kolejny stykamy się z realiami codziennego życia. Polska wita, a obywatel niech sobie radzi, bo i czemu nie?

      Nessa

      Usuń
    6. Tak, to wszystko to temat rzeka i myślę, że jeszcze kilka takich rzek będzie w opowiadaniu poruszonych (np. kto ma prawo po śmierci matki wychowywać dziecko, ojciec, który spłodził i uciekł przed odpowiedzialnością czy ojczym, który nie ma żadnych praw do tego dziecka?). Tak naprawdę w tym opowiadaniu poruszona jest beznadziejność naszego prawa. Powiedzmy, że ja doświadczyłem brutalnej walki z żoną o dzieci, gdzie sąd przyznał prawo matce (tak robi się zazwyczaj), a gdy ona zostawiła roczne dziecko samo, które płakało i wyważyłem drzwi w jej mieszkaniu by dostać się do syna, to mnie zabrała policja za włamanie, a ją przeprosili za całą sytuacje i zapewnili miejsce w domu samotnej matki, oraz przewiezienie rzeczy z jej mieszkania do jej matki, dopóki opieka społeczna nie wstawi jej drzwi. Generalnie dwa mięsiace po tym wydarzeniu i tak mi te dzieci oddała, bo stwierdziła, że żadne alimenty nie są warte tego, że ona nie może sobie życia ułożyć. By było jasne, nie wybielam siebie, wierze że nie mogła ze mną wytrzymać, i że rozwód jej się należał z mojej winy, ale nie pojmuje jak może matka zostawić swoje dzieci... ani jak ojciec może zostawić swoje dzieci... to są po prostu dla mnie kosmiczne sytuacje, jakich niestety wiele, a które nie powinny mieć prawa wydarzyć się w życiu nikogo. I jestem zdania, że jeśli rodzicowi nie zależy na jego własnym dziecku (nie mówię o tym, że go nie stać, czy że nie jest do końca odpowiedzialny, a o jego uczuciach, więzi, itd) to po prostu taką osobę powinno się zabijać, bo to człowiek wyprany z uczuć, który nie ma prawa do życia, bo to potencjalny przestępca, bo jeśli matka nie kocha własnego dziecka na tyle by o nie dbać, troszczyć się, chcieć mieć z nim kontakt, to co gdy będzie miała kolejne? Zabije? Odda? Porzuci? Albo gdy zwiąże się z facetem co ma dzieci, będzie macochą? Jak taka osoba ma żyć, przecież ona nie ma normalnych odruchów, normalnych zasad, dla mnie jest nikim i gdyby takich można było zabijać, to państwo by się nie musiało martwić, ja bym to zrobił bezpłatnie i jeszcze z uśmiechem na twarzy xD
      W związku z tym co napisałem powyżej, to od razu mówię, że ja wiem, że moje myślenie, gdzieś jest złe, bo ja nie jestem i nigdy nie będę w pełni dobrym człowiekiem, jednak za karą śmierci jestem i mam marzenie by w Polsce taką wprowadzono, przynajmniej za te najcięższe przestępstwa. Ktoś mi kiedyś powiedział, że gdy zabije się morderce to staje się takim samym mordercą. W całości się z tym nie zgadzam, bo jeśli zabije się matkę i jej konkubenta, którzy dwa lata znęcali się nad dzieckiem, w efekcie czego to w wieku czterech lat zmarło, to nie jest to morderstwo człowieka, nie jest to morderstwo nawet zwierzęcia, bo tacy ludzie nawet na takie miano nie zasługują. Jest to po prostu pozbycie się chwastów i śmieci, które będą żyły we więzieniach 10-25 czy nawet dożywocie we więzieniu na naszych podatkach, jedli za nasze, spali w ciepłym za nasze i mieli lepsze warunki niż niejedna, polska, uczciwie pracująca i np wielodzietna rodzina. I wydaje mi się, że osoby, tacy właśnie "kombinatorzy", patologiczni na tyle by nie zabiegać o więź z własnym dzieckiem, mają największą możliwość, jest największe prawdopodobieństwo że oni staną się zwyrodnialcami, bo nie ma w nich ni krzty innego uczucia niżeli egoizm (niezdrowy egoizm, przesadny).

      Usuń
    7. Niestety nie oszukujmy się. W Polsce zabiera się dzieci biednym, którzy nie korzystają z pomocy MOPRów i innych tego typu, a zostawia się je w patologiach, gdzie są asystenci rodziny i kuratorzy, a potem gdy to dziecko umiera to się słyszy w telewizji "my nie czuliśmy się winni, nie mogliśmy zrobić niczego więcej jak tylko pomagać i nie było sygnałów...". Z doświadczenia wiem, że sygnały zawsze są i wiem, że nawet jak ludzie zgłaszają to te wszystkie instytucje to olewają. Te instytucje nie zniszczą patologi, bo z tej patologi się utrzymują. Dlatego jestem przeciwny becikowemu, rodzinnemu, stypendiom socjalnym - jak dajemy dzieciom, to każdemu po równo, albo żadnemu, jak dajemy kasę rodzinie, to niepalącej, bo dlaczego ja mam z moich podatków utrzymywać cudze nałogi? To są myślę że tematy, na które byłoby setki rozwiązań, przede wszystkim pomoc doraźna, a nie długoletnia, pomoc pracującym, którzy mają za liczne rodziny, a za małe wypłaty - okay, to bym przebolał, ale nie pomoc leniom i darmozjadom, którzy jak już pójdą do jakieś pracy to po tygodniu idą na L4. U nas nagradza się niezaradność, patologię, nieróbstwo, alkoholizm, a ludzi, którzy naprawdę potrzebują pomocy zostawia się samym sobie, bo np do dodatku mieszkaniowego przekracza im dwa złote, albo dwa metry kwadratowe :)
      Myślę, że to są tematy tabu, o których jeśli mówi się w telewizji to w kategorii "WOW tragedia!" ja tam nigdy nie słyszałem by o tym politycy debatowali na zasadzie "w czym jest wina, jak to zmienić?", a jeśli już są stawiane takie pytania, to pozostają one bez odpowiedzi, a ja chyba za dużo w życiu się napatrzyłem na ludzkie tragedie i w domu i na dzielnicy na jakiej się wychowałem i w domach dziecka i też teraz widzę to u swoich małych zawodników, bo jestem trenerem pięściarstwa i pracuje nie tylko w klubie, ale też dla takiej świetlicy "po szkolnej" dla dzieci z biednych i patologicznych rodzin, kościelnej świetlicy. I tam właśnie zdarzają się przypadki "stracona praca, opieka straszy że zabierze dzieci", "pijący i bijący mąż, nie można dać mu eksmisji bo jest najemcą", "syn po dopalaczach, zagrożenie dla najmłodszych dzieci, jest pełnoletni nie można go zabrać do ośrodka na siłę, a w Polsce bycie pod wpływem karalne nie jest, a na posiadaniu go nie złapano", albo "dzieci zabrane bezrobotnej matce i oddane tatusiowi co ma nową żonę i potrzebuje służącego i opiekunki do najmłodszego dziecka". To jest po prostu galimatias, na który niestety nie można nic zaradzić, chyba że takie mendy po prostu powybijać, dlatego jestem za kamieniołomami, prawem "oko za oko", karą śmierci, itd.

      Usuń
  3. Mateusz wydaje się być tylko żerującym na Izabeli robalem, który nie zamierza iść do pracy (chociaż tak twierdzi). Kornelia jest w niego zapatrzona i tego nie widzi. Matka się opiekuje nią i wnukiem, a ta jeszcze sprowadza tego gacha do domu... Niech faktycznie weźmie się za tą robotę... Coś mi się wydaje, iż Izabela miała rację i będzie żałować przyjęcia go pod swój dach. Skoro był zdolny zrobić dziecko nastolatce to niech teraz je utrzymuje. Powinien iść do pracy, zarabiać na Antka i Kornelię. Oczywiście wynająć własne mieszkanie (co nie jest proste, ale jakby się postarał). Nie mam siły się jakoś specjalnie rozpisywać, bo zmęczenie daje się we znaki ;(
    Pozdrawiam Lex May

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mateusz do pracy pójdzie. Może warto dać mu szansę, co? Może się wystraszył odpowiedzialności za Antka, tego całego bycia ojcem, a teraz chce nim być i się naprawdę postara ;-) W końcu zawsze warto mieć nadzieję, co nie?
      Kornelii Mateusz utrzymywać nie musi, żaden facet nie ma obowiązku utrzymywać matki swojego dziecka, gdy ta nie jest jego żoną. W końcu oni nie muszą razem być, prawda? Mogą mieć dziecko, starać się dla niego, ale nie być w związku.

      Usuń
  4. Fajnie że Izabela zgodziła się żeby Mateusz zamieszkał z nimi, dzięki temu Antoś będzie miał pełną rodzinę, ale trochę się obawiam że Mateusz nawali, uważam że powinien być bardziej odpowiedzialny skoro zrobił dziecko nastolatce, myślę że Kornelia go kocha ale jest zbyt naiwna że dadzą sobie radę, Izabela jest mądrą i dojrzałą kobietą, myśli racjonalnie i ma w zupełności rację że Mateusz powinien się wziąć za porządną pracę i zacząć utrzymywać Antosia i Kornelię. Pozdrawiam Buntowniczka.Jeśli pozwolisz Dariuszu dodam nowy adres bloga i zapraszam do czytania. http://buntowniczkazezlamanymsercem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda powyżej napisałem, że trzeba mieć nadzieję i Mateuszowi należy się szansa, ale mimo wszystko nie podchodziłbym do tego tak entuzjastycznie jak ty. Uważam, że szansę niech mu dają, ale najpierw niech on pokaże, że jest tej szansy godzien.
      A dlaczego Mateusz ma utrzymywać Kornelię?

      Usuń
  5. No hej ;3
    Ja jak zwykle po czasie, więc przepraszam. Po prostu czas mi nie służy, trzeba to powiedzieć głośno. "Zuy" czas, jak to mówi moja koleżanka ;)
    Ale przejdźmy do głównego wątku opowiadania.
    Ta matka wywarła na początku takie pozytywne wrażenie, potem negatywne, a teraz mam mieszane uczucia. Mówię oczywiście o matce matki, czyli babci Antosia. Na początku wydawała mi się taka troskliwa, krytykowała córkę, ale nie aż tak bardzo. Odczułam, że się o nich martwi i chce im pomóc. No ale muszę przyznać, że ta nutka niechęci wobec niej wykiełkowała. Ona przecież im pomaga z własnej woli i nikt nie powiedział, że może coś chcieć od razu w zamian. No wiem, należałoby jakoś jej się za to odwdzięczyć, no ale jednak. Wiem też, że ona właściwie chce dla nich dobrze, zwłaszcza dla wnuczka, no ale jednak przyda się małemu pełna rodzina.
    A ta rodzina taka z problemami, ale widzę, że aż tak jakoś bez uczuciowo nie jest. Jest szczęśliwa rodzinka na dobrej drodze. A jak czytałam o zachowaniu tego ojca, to aż się przestraszyłam, serio, bałam się, że ten mały, fajny Antoś tak rąbnie o ziemie. Instynkt się we mnie obudził haha :D
    Ta końcówka mnie trochę zaniepokoiła, więc czekam jeszcze... Osiem dni, tak :D
    Pozdrawiam
    Nadia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mój czas też jest "zuy", co zresztą widać po opóźnieniu, nie w czytaniu, bo tu się nie bawię w "bycie na bieżąco za wszelką cenę", ale w pisaniu, bo jednak obiecywałem 10, 20 i 30 każdego miesiąca aktualizować ten blog.
      Mnie się wydaje, że Izabela już a taki charakter, że musi pomarudzić i ponarzekać.
      Nie wiem też czy Iza oczekuje w zamian jakiegoś odwdzięczenia się. Chyba po prostu wolałaby by córka zaczęła liczyć na samą siebie, wzięła się w garść, a nie patrzyła na Mateusza.
      Czasami lepiej wychowywać się w niepełnej rodzinie, niż w pełnej, ale z awanturami i ciągłymi pretensjami, albo przy boku ojca, gdy ten jest bezrobotnym alkoholikiem. W życiu nie można od razu przekreślać, że dziecko wychowywane przez jednego z rodziców ma gorzej, przynajmniej moim zdaniem.
      Ja tez tak dziećmi zawsze podrzucałem, i panie w pobliżu, które to widziały zazwyczaj wciągały powietrze, wstrzymywały je i zamykały oczy, a potem taka ulga "o Boże, nie upadł i się nie połamał", tak więc taki strach i lęk są chyba typowe.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Sytuacja wygląda nie najlepiej. Właściwie każdy członek rodzinny wywarł na mnie kiepskie wrażenie (może z wyjątkiem Antosia). Mateusz wydaje mi się zbyt niedojrzały na ojca, a Kornelia jest w niego ślepo zapatrzona. Izabela choć ma w większości rację, irytuje mnie swoimi narzekaniami. Bardzo zaciekawiła mnie końcówka. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach trochę więcej powiesz na ten temat.
    Przepraszam, że komentarz taki krótki, ale nie miałam na niego pomysłu, a z drugiej strony chciałam trzymać się zasady czytam=komentuję. Pozdrawiam ciepło.
    Truth of Thunder | Heaven in Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni oboje nie są dojrzali, ale myślę, że to jako rodziców ich nie skreśla. W końcu mają Izę, i może przy niej jakoś dorosną i wezmą odpowiedzialność za swój czyn. Póki co myślę, że na plus jest to, że Antosia żadne z nich się nie wypiera. Wpadli, byli młodzi, ale to ich błąd, a nie Antka i on nie powinien za to płacić i zasługuje na to by mieć dwoje rodziców przy sobie, ale nie koniecznie z sobą, dlatego ja sam, osobiście, decyzji Korneli nie popieram. Ona dała Matiemu szansę z automatu, a powinien ją dostać dopiero gdy się wykaże. Iza to taki typ człowieka - taka maruda ;-)
      Pozdrawiam, również ciepło, choć mnie osobiście dzisiaj zimno.

      Usuń
  7. "zakomunikować blondynek i wskazał palcem na karton mleka." zakomunikował

    Rozpocznę może od wrażenia, jakie wywarli na mnie poszczególni bohaterowie opowiadania, po przeczytaniu Prologu i rozdziału pierwszego:
    - Antoś - o nim chyba rozpisywać się nie będę, bo mam słabość do małych dzieci pod każdą postacią, więc i w tekstach będących jedynie wytworem wyobraźni Autora, taki brzdąc kradnie moje serce; mam jedynie nadzieję, że mimo nieudolności dorosłych (o której zaraz), nie stanie mu się krzywda
    - Kornelia - nie zaprzeczę, że dziewczyna ma ciężko, że pije właśnie piwo, którego sama nawarzyła (no, może w parze w Mateuszem) i bardzo jej współczuję, jednocześnie trzymając kciuki, by nie było już gorzej - jest bardzo młoda, moim zdaniem zbyt młoda do roli matki, ale co się stało, już się nie odstanie, a postać Antosia jedynie udowadnia, że nie był to żaden błąd - bo dziecko nigdy błędem nie było/nie jest/nie będzie; ale dla jej własnego dobra i wytrwałości, mogłoby to mieć miejsce kilka lat później i wtedy sytuacja pewnie wyglądałaby zupełnie inaczej
    - Mateusz - ciężko mi o nim coś powiedzieć, przynajmniej coś konkretnego, ale jedno wiem - pozytywnego wrażenia na mnie nie wywarł; na razie są to jedynie puste słowa i obietnice, które niekoniecznie muszą dojść do skutku; niemniej jednak, mam nadzieję, że dla dobra dziecka naprawdę się postara i nie jest jedynie pasożytem żerującym na Kornelii, która widać jest do niego bardzo przywiązana - czy to miłość, nie potrafię określić, i widać, nie umie mu odmówić;
    - Izabela - konkretna matka, czasem może wydawać się ostra/nieczuła, ale wydaje mi się, że ona próbuje jedynie przemówić córce do rozumu i wstrząsnąć nią jak należy, by nabrała sił i odwagi do mierzenia się z życiem; widać, że jej pomaga jak może - ale próbuje też uzmysłowić Kornelii, że jej wiecznie nie będzie na tym świecie (okej, jest bardzo młodą babcią, 40 lat to nieco wcześnie na taką rolę), ale kto wie co może zdarzyć się następnego dnia; mam nadzieję, że to właśnie jej Kornelia będzie ufac bardziej niż Mateuszowi

    I to chyba wszystko, co mogłabym powiedzieć po przeczytaniu; chociaż może dodam jeszcze, że czytało się płynnie, styl nie męczy, a wręcz przeciwnie, dobrze prowadzi przez historię i nawet znaczna przewaga dialogów nad opisami nie jest tu uciążliwa.
    Pozdrawiam serdecznie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówek z pewnością mam wiele, więc jeśli jakąś wyłapiesz, to śmiało wypisuj ;-)
      Ciekawe czy twoje zdanie o bohaterach ulegnie zmianie, szczerze mam nadzieję, że tak, bo bardzo bym nie chciał by postacie "stały w miejscu".
      Opisy to moja pięta i chyba nie umiem ich tworzyć takich długaśnych. Może kiedyś nabiorę w tym wprawy i się postaram.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Witam! ;)
    Ty nadrobiłeś u mnie każdy rozdział, zostawiając po sobie komentarze, więc wypadałoby w końcu ponadrabiać te pare rozdziałów zaległości. Jako że w tygodniu mam szkołę, na blogi zostają tylko weekendy, a i nie zawsze, bo na przykład dzisiaj ledwo z imprezy wróciłam. Mam nadzieję, że rozumiesz tę moją ciężką przypadłość brak czasu. ;)
    Po przeczytaniu prologu, bałam się, że Kornelia jest taką matką - nie matką. Zostawia Antosia na całe dnie babci, a sama próbuje korzystać jeszcze z życia tak, jakby nie miała żadnych ograniczeń. Naprawdę się tego bałam. Ale po tym rozdziale chyba mogę być spokojna, co? Bo Kornelia wyraźnie zajmuje się Antkiem. Troszczy się o niego i darzy uczuciem. Gdyby ciągle go komuś podrzucała do opieki, nie miałaby z nim takiej relacji.
    Izabela podoba mi się pod kątem charakteru. Kocha wnuka, kocha córkę, próbuje zaakceptować jej partnera. I chwała jej za to, że próbuje im pomóc, a nie wypina się na nich tyłkiem, jakby to niektóre matki młodych matek zrobiły. Ale dużo bardziej podoba mi się to, że Iza nie daje sobie wejść na głowę. Jasno i wyraźnie mówi Kornelii o swojej sytuacji. Mam nadzieję, że jakoś im się ułoży. Albo Mateusz pójdzie do pracy i faktycznie zacznie się interesować życiem syna i dziewczyny, albo faktycznie lepiej będzie, jeśli się wyniosą. Ja też, przy całej miłości do Antosia, nie chciałabym trzymać w domu darmozjadów.
    Naprawdę mam nadzieję, że Kornelia się na Mateuszu nie zawiedzie. Bo gadać łatwa rzecz. Gorzej przełożyć to na rzeczywistość.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co się tyczy braku czasu, to sam cierpię na identyczną przypadłość. Znalazłem czas, to nadrobiłem wszystko od razu u ciebie, bo ja nawet tak wolę jak jest więcej do poczytania, a nie jedna część, po miesiącu czy dwóch kolejna, a ja już nie pamiętam wtedy co było w poprzedniej. Czytając pod rząd, takim jednym ciągiem, nie ma po prostu takich problemów.
      Kornelia nie jest póki co najgorszą matką, ale idealną też nie, idealnych z resztą nie ma. Pamiętaj jednak, że wszystko jeszcze się może zdarzyć i taka Kornelia może poznać innego partnera i swojego synka nawet zagłodzić, bo ile już takich i podobnych historii nasz świat nosił?
      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Uwielbiam czytać/pisać o świecie widzianym przez dziecięce oczy. Zawsze mnie to fascynowało. I może dlatego lubię takie książki jak np. ,,Alicja w Krainie Czarów", ,,Piotruś Pan", a teraz zabrałam się za ,,Zabić drozda". To intrygujące móc zobaczyć, jak inaczej dziecko może postrzegać świat. A przecież każdy człowiek był kiedyś mały...
    Z Antosiem jest tak samo. Typowy z niego rozkoszny dzieciak :)
    Podobają mi się twoje opisy. Ale w jednym akapicie chyba z trzy razy pod rząd użyłeś słowa ,,kawa" >.<
    W sumieto Iza ma trochę racji, że nie chce być wyzyskiwana, ale powinna okazywać większe wsparcie córce. Mam wrażenie, że gdyby nie Antoś, to by ją już dawno wykopała. I to ciągle pouczanie...
    Podoba mi się, że opisujesz normalne realia. Ile osob jest w podobnej sytuacji?
    Mati... Wydaje mi się taki trochę... ,,Ciapowaty"? Nie mogę znaleźć dobrego słowa XD. Kurcze. Jest facetem. Żyć tak na łasce innych... Dobrze, że na razie się stara - bo czegoś chciał. Niech tego nie zepsuje!
    Nie cierpię, gdy dorośli przeklinają przy dzieciach. A najgorsze, że wielu osób w dzisiejszych czasach nic nie obchodzi. Byłam ostatnio u przyjaciółki, która ma 6-letniego brata... Jak się kłóciła ze swoją mamą, jak wszyscy do siebie przeklinali :( I to przy mnie - a byłam w sumie gościem. W takich momentach zastanawiam się, gdzie ten świat zmierza...
    Kornelia - trochę taka zblazowana jest. Niezla niespodziankę zgotowała matce. Czy nie popełnia błędu schodząc się z Mateuszem?
    Lecę dalej :)
    Pozdrawiam!
    nowa-w-hogwarcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja też klnę przy dzieciach. Może nie nagminnie i nie często, ale zdarzyło mi się powiedzieć do, o zgrozo, 2-3 latka "synek, no co ty wyprawiasz, no kurwa, nie rób tak". Myślę, że to taki naturalny odruch w niektórych sytuacjach. Oczywiście nie akceptuje, gdy ktoś używa przekleństw jak przecinka, ale jak raz na jakiś czas i przy dzieciach to nie przeżywam tego tak. Ja tłumaczę dzieciom, że co wolno wojewodzie to nie bachrołom małym i że jak będą starsi i będą mieli swoje dzieci, żony, mężów, domy to wtedy też będą sobie kląć jak będą chcieli, byle nie za często by na meneli nie wyszli i by mi wstyd za nich nie było ;-)
      Oczywiście pozdrawiam.

      Usuń
  10. "żółtej bluzki z kołnierzykiem i na guziki." - wydaje mi się, że "i" w tym przypadku jest zbędne
    "Wiesz co Antoś? Babcia..." - przed imieniem powinien być przecinek
    "nie tylko dlatego by nie zostać" - przed "by" również powinien być przecinek

    Mam nadzieję, że nie obraziłam wytykając drobne błędy, bo nie taki był tego cel :)

    Co do akcji to: Antoś jest najsłodszym dzieciakiem na świecie. Wydaje się, jakby wszystko rozumiał :) Izabela jest... jakby to ująć, bardzo wkurzająca. Przeczytałam na razie tylko ten rozdział. Ale Mateusz wcale nie wydaje się być taki zły. Myślałam, że będzie gorzej, że np. w ogóle będzie miał dziecko gdzieś, ale na szczęście się myliłam. Dlatego nie rozumiem co ta baba się go tak uczepiła. Wiadomo jest młody, tak samo jak jej córka, i popełnił w życiu wielki błąd, no ale stara się coś z tym zrobić, co jest moim zdaniem bardzo ważne. I dobrze, że Izabela się zgodziła, by zamieszkali razem, bo normalnie bym chyba tego nie wytrzymała.
    Widać też, że Kornelia nie przepada za matką i jest na nią (mam nadzieje) jak na razie skazana. Rozumiem, że nie stać ją na własne mieszkanie w tym wieku, ale mogłaby podjąć jakąś pracę dorywczą (nie wiem jeszcze, czy się uczy czy pracuje). Poza tym Mateusz też znalazł pracę i mówił, że może uda mu się zmienić ją i zarabiać więcej niż ten marny tysiąc. Więc może byłoby ich stać na małą kawalerkę?
    Zabieram się za czytanie kolejnych dwóch rozdziałów :) Pozdrawiam!

    http://klatwa-blizniakow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to nie mam pojęcia jak z tym "i" w tym przypadku, ale postaram się jeszcze dziś to sprawdzić.
      Tysio zawsze kuleje na przecinkach, tym bardziej dziękuję za rady i wyjaśnienie tego wszystkiego.
      Nie nie obrażam się, bo nie mam o co. Sam innym też tak "wytykam" gdy tylko coś dostrzegę.
      No bo takie dziecko, ponad roczne, prawie dwuletnie, to już większość rzeczy rozumie. Co prawda taki maluch zazwyczaj jeszcze niewiele mówi, ale są dzieci, co nawet znają podstawowe kolory w tym wieku, np zielony i czerwony, a to przez to, że rodzice i opiekunowie tłumaczą na ulicy "teraz zielone więc przechodzimy". I potem gdy takiemu dziecku powiesz "podaj zieloną piłkę" to wie o którą chodzi. Dzieci są często bystrzejsze niż nam - dorosłym - się wydaje.
      Mateusz nie jest idealnym ojcem, ale na Antku mu zależy i na Kornelii w jakiś sposób także.
      Wiesz, Mateusz trochę późno się obudził. Ja nie przeczę, że kocha małego, ale jednak dziecka się miłością nie utrzyma i facet jeśli już zrobił, to powinien na dziecko też łożyć. Izabela nie jest bogata, jej ciężko było wiązać koniec z końcem, gdy mieszkała z samą córką, a tutaj doszedł wnuk - pampersy, kropelki, kaszki, mleko, chusteczki - to gigantyczne koszty i każdy kto ma dziecko, to wie, że stówka to przy dobrych wiatrach starcza na 4-7 dni.
      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
  11. Hej, hej. ;)
    Wiem, byłam pod prologiem, a potem mnie już zabrakło, ale to wszystko kwestia szkoły. Najpierw uczestniczyłam w wymianie, następnie wyjazd sprawił, iż narobiłam sobie wiele, wiele zaległości nie tylko na blogach, lecz przede wszystkim w szkole. Dlatego też ostatnio nie komentowałam u Cibie, gdyż były rzeczy ważniejsze, takie jak szkoła, przedmioty rozszerzone, co, jestem pewna, rozumiesz. :)
    Na początku powiem, że intryguje mnie perspektywa, z której piszesz. Przedstawiasz świat oczami dziecka- ja osobiście nie spotkałam się z takim opowiadaniem jeszcze, także to miła odmiana i swego rodzaju "świeżynka".
    Antek to także mądry chłopczyk. :) Ogólnie, mam słabość do dzieci, nawet swoją pracę chciałabym wiązać z dziećmi, zatem Antek jest moim ulubionym bohaterem, nad którym mogłabym się zatrzymać i kolejno analizować dane wątki. :)
    Co przykuło moją uwagę? A Mateusz. Sam powyżej stwierdziłeś, że nie jest idealnym ojcem i ja się z tym zgodzę, lecz powiem więcej- zgadzam się także z tym, iż kocha Antka prawdziwymi uczuciami, jakie ojciec powinien żywić do synka. To dobrze. Nawet bardzo dobrze, gdyż nie ma nic gorszego, jak nie kochać własnego dziecka, które nie jest -tak naprawdę- niczemu winne.
    Mam nadzieję, że zdołam jakoś nadrobić kolejne rozdziały w najbliższym czasie... Nie będzie łatwo, gdyż czas w ostatnich tygodniach jest towarem deficytowym.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czasami mam więcej czasu, a czasami mniej, więc oczywiście to rozumiem. Każdy ma swoje życie, poza blogowym.
      Niestety, jeszcze nie odważyłem się porwać na coś co będzie przedstawione tylko i wyłącznie oczami dziecka, ale może kiedyś ;-) Tutaj będzie też inna perspektywa.
      Antoś tak, uroczy maluch, taki bardzo rezolutny jak na niespełna dwa latka mi wyszedł <3
      Zdarzają się też ojcowie, którzy własnych dzieci nie umieją lub nie chcą obdarzyć miłością.
      Dzięki za odwiedziny.

      Usuń
  12. Z tego rozdziału wynika, że mama Kornelii nie mieszkała z jej ojcem. Możemy się domyślać, że podobnie jak córka zaszła w ciążę w młodym wieku, a ojciec dziecka nie był ideałem. historia lubi się powtarzać i myślę, że Izabela chce chronić swoją córkę. Na końcu dowiadujemy się co nieco o Mateuszu; jak był „ trzeźwy, niezdenerwowany, i nie było żadnego kumpla w pobliżu" to wszystko było OK. Dobrze przynajmniej, że znalazł pracę i chce jednak stworzyć DOM. W prologu napisałeś, że „w chwilach słabości, zapomnienia czy pod wpływem awanturniczego impulsu mówił on nie jest mój, gdzieś się szmato puściłaś", a tu mamy kochającego tatusia, który uwielbia się bawić ze swoim synkiem. Ciekawi mnie jacy oni wszyscy są na prawdę?
    A teraz troszkę czepiania się :) (mam nadzieję, że nie masz mi za złe moich uwag)
    - „przygryzając dolną wargę przednimi ząbkami, jedynymi jakie posiadał" - stan uzębienia tego maluch wskazuje na jakiś niedorozwój, bo gwarantuję ci, że 1,5 roczne dziecko posiada ich już dość dużo :)
    - „Czerwona piłeczka trafiła w wazon, w którym stały borówki" - kurde, zawsze myślałam, że w wazonie trzyma się kwiaty ;)
    - „Izabela w ręcznikowym szlafroku" - ręcznikowy szlafrok??? może raczej we frotowym szlafroku (spolszczone) lub szlafroku frotte.
    Znalazłam jeszcze kilka „zgrzytów", ale dam ci już spokój.
    Lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś ludzie mieli młodo dzieci i nie ma w tym nic dziwnego, ani nic złego. Ja sam nie mam nic do pełnoletnich, młodych mam. O matce Kornelii jeszcze będzie, ale Kornelia jest ślubnym dzieckiem, poślubnym, więc to nie do końca jest tak, że historia się powtórzyła. Izabela po prostu nie wybaczyła mężowi czegoś i przez to nie mogła z nim być.
      Myślę, że ludzie naprawdę są zmienni, a Mateusz jest po prostu bardzo zazdrosny, ale o tym też jeszcze będzie.
      Dzieciaki ząbkują w różnym tempie. Tu się akurat pomyliłem, bo miało być że Antek przygryzł dolną wargę dwoma górnymi ząbkami, jedynymi jakie na górze posiadał. Po prostu mój syn też długi czas na górze miał tylko dwa zęby, a na dole niemal wszystkie, co tak uroczo wyglądało, a nas w pewnym momencie zaczęło martwić. Jednak są dzieci, które zaczynają ząbkowanie dopiero po 12 miesiącu życia i idzie im to dosyć opornie, a niektóre na pięć miesięcy mają już pierwsze ząbki. Dziecko dziecku i jego rozwój nigdy nie będą równe.
      Borówki, tak, borówki, bo jak wiadomo na Wielkanoc są borówki.
      Ja na to mówię "ręcznikowy szlafrok", w sensie taki w paski, taki no... ręcznikowy xD Ja często używam potocznego języka, do tego trzeba po prostu przy czytaniu mnie nawyknąć xD
      Ale możesz wypunktowywać zgrzyty, nie ma sprawy ;-)

      Usuń
    2. To, że mężczyźni są zazdrośni (podobnie jak kobiety) to prawda. Czasem trudno zaakceptować to, że nasz partner (partnerka) chce mieć przyjaciół, jakieś własne drugie życie i nie doszukiwać się w tym drugiego dna.
      Borówki... przyznam, że od razu pomyślałam o takich z krzaka :) Nie wspomniałeś, że jest Wielkanoc. Poza tym, nie każdemu Wielkanoc musi się kojarzyć z borówkami, to pewnie regionalna tradycja, z którą akurat w „moich stronach" się nie spotkałam i dlatego, tak mnie to zaskoczyło, zwłaszcza w zestawieniu z wazonem.
      Twierdzisz, że „ręcznikowy szlafrok" to twoje własne określenie, ale dla twoich czytelników nie jest to oczywiste. Lubię język potoczny w dialogach i przemyśleniach bohaterów, ale nie w opisach, bo to co dla ciebie jest jasne, dla czytelnika już takie być nie musi. Ok, spróbuję się przyzwyczaić :D

      Usuń
    3. Tylko Mateusz będzie zazdrosny chorobliwie, aż przesadnie.
      Nie wkłada się borówek do święconki?
      Nie wspominałem o Wielkanocy, bo czas w opowiadaniu jest tylko tak ogólnie nakreślany. U mnie czasami po święcące zostają borówki i stoją w wazoniku dopóki nie zwiędną.
      Nie do końca moje własne, bo jak byłem kupić szlafrok dla dziecka i powiedziałem "taki ręcznikowy, wie pani" to pani wiedziała xD Myślę, że to mowa kolokwialna, podobnie jak "sikor" zamiast "zegarek", czy "szluga" zamiast "papieros".

      Usuń
  13. Od razu rzuca się w oczy, że się nie przelewa. Widać, że Iza chciałaby pomóc córce, ale skoro finanse jej na to nie pozwalają to niestety musi żądać od córki chociaż minimalnej samodzielności. Wgl zajrzałam w zakładkę "bohaterowie" i dopiero sobie uświadomiłam, że ten Mateusz to młodzik jest, taki dwudziestoletni gówniarz. Węszę kłopoty, a węszę dlatego, że skoro lubi pić, bawi się z kumplami to i pewnie zazdrość będzie chorobliwa, bo młodzi już tak mają. Z resztą nie tylko młodzi, ale młody inaczej wszystko odbiera i inaczej do różnych rzeczy podchodzi. O Kornelii nie mogę na razie zbyt wiele powiedzieć. Ewidentnie dziewczyna liczy na pomoc matki, bo w sumie do kogo ma iść? Do ojca, którego nie ma? No właśnie. Więc skoro ma mamę, to wiadomo, że będzie ją prosiła o pomoc i zarówno ona jak i Mateusz będą chcieli z Izką mieszkać.
    Nie wiem jednak jak to tworzenie rodziny im wyjdzie. Oboje są młodzi, a teściowa na głowie to mogą być konflikty. Jeżeli chodzi o dzieci, to często jest tak, że ta starsza osoba poucza młodszą, młodsza się denerwuje, potem są kłótnie i jeden wielki klops. Podoba mi się, że Mateusz chce stworzyć rodzinę dla małego, że chce się postarać, ale ja uwierzę jak zobaczę. Skoro Kornelia twierdzi, że Mateusz lubi do kielicha zaglądać to ja bym się zastanowiła czy chcę z takim mieszkać i dziecko wychowywać.
    Dobra lecę do następnego.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wielu domach w Polsce się nie przelewa, bo niestety większość ludzi zarabia tę najniższą krajową, albo nieco ponad to. Ci którzy zarabiają więcej, to albo są na jakimś wyższym stanowisku, albo mają dodatkową robotę i tyrają po 10-16 godzin.
      Z bohaterami miałem problem, bo chciałem wkleić takich najmniej znanych, ale nie chciało mi się szukać, więc wykorzystałem tych co ich miałem na dysku i stąd Piotr ma wizerunek Szymona, a Kornelia wizerunek Magdy.
      No młodziak, młodziak, ale ona też młoda xD
      Zazdrość Mateusza będzie chorobliwa, bardzo.
      Teściowa to jeszcze w dodatku zrzęda :)

      Usuń
  14. Mateusz... Widać, że kocha swojego synka. Nie wiem, czy są inne powody, przez które planuje zamieszkać razem z Kornelią, Antkiem i Izabelą. Chciałabym się łudzić, że naprawdę chcę z nimi założyć rodzinę. Niestety moje pesymistyczne "ja" myśli, że to nie jedyny powód.
    Jednak mimo tej widocznej miłości, coś jest nie tak. Na początku była wyraźna wzmianka o zazdrości, a tutaj o trzeźwości i braku znajomych. Czyli z Mateuszem nie zawsze jest kolorowo.
    Na dodatek problemy finansowe, które potrafią zniszczyć... wszystko.
    Jak widać wolno mi to idzie, ale mam zamiar czytać tą historię. :)
    Pozdrawiam, Sapphire ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mały Antek to niezły rozrabiaka :) Cos czuje, że po zamieszkaniu Mateuszka u swojej dziewczyny akcja jeszcze przyspieszy na obrotach :) ciekawość mnie zżera wiec lecę czytać dalej kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  16. Po tym rozdziale jestem rozdarta między Korni a Izą. Obie poniekąd mają rację. Jedna z nich ciągle wierzy w Mateusza, chce by Tosiek miał pełną rodzinę, ma wydumane, typowo nastoletnie wyobrażenie miłości, a niestety życie często pokazuje, że marzenia marzeniami, a realia realiami. Wydaje mi się, że nawet jeśli Mateusz mieszka z paniami, to nic nie szkodzi zaskarżyć go o alimenty, tak na w razie czego i zażądać by dawał je matce Korneli, tak chyba byłoby najbardziej odpowiednio i rozsądnie. Niby w miłości ważne jest zaufanie, ale nic nie przychodzi ot tak, więc niech Mati najpierw sobie na zaufanie zasłuży, bo już widocznie nie jednorazowo nawalił, a kilkakrotnie. Paniom przydałoby się zabezpieczenie w postaci choćby czterech stów na miesiąc. Z pewnością przydałoby się to Antkowi.
    Pokochałam tego malca <3

    http://takamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam mieszane uczucia. Mały Antoś jest uroczym dzieckiem i… Chyba tylko tego jestem pewna na 100%. Kornelia nie wydaje się taką złą matką, jednak dba o Antka, choć wiadomo, że młoda jest i do dobrej matki, to pewnie jej wiele brakuje, bo inne ma priorytety. Nie wiem jednak, co myśleć o Mateuszu (oprócz tego, że nienawidzę skrótu Mati :p). W tym rozdziale był przedstawiony w dobrym świetle, ale zaniepokoiły mnie ostatnie zdania. Czyżby po alkoholu i przy kolegach był inny? Raz dobry tatuś, a następnym razem bez kija nie podchodź? Jeśli tak, to nieciekawie, bo z takim zmiennym facetem, to niebezpiecznie czasami bywa.
    Lecę dalej, mam nadzieję, że uda mi się dziś więcej nadrobić!
    CM Pattzy

    OdpowiedzUsuń
  18. Okej, no to zaczynam.

    Zastanawia mnie twój sposób stawiania przecinków. Nie chcę tutaj zgrywać jakiegoś eksperta, ale zacytuję, bo w sumie czemu nie
    "Obserwował wszystko co miało na nim miejsce." tam gdzie dwa orzeczenia, winien być przecinek
    "Interesowały go kolorowe kubki, czerwone pomidory, oraz sztućce" - dlaczego przed "oraz" przecinek?
    "Prężył się więc najmocniej jak tylko umiał, by dosięgnąć któregoś, i szybko upuścić go na ziemie" dlaczego przed "i" przecinek? (tam też ci ogonem przy ziemię uciekł)
    "Młoda mama Antoniego wykonywała nerwowe ruchy, podczas smarowania kanapek" po co tu przecinek?
    Tak czy inaczej masz tu przecinkowe Kongo, czasami go nie ma, a powinien być, potem jest, chociaż go nie powinno być. Nie przeszkadza mi to w jakiś szczególny sposób, ale możesz się temu przyjrzeć w wolnym czasie, coby opisy były piękne i kwieciste.
    Co do fabuły - ta cała rodzina to totalna patologia. Normalna wydaje się tylko matka, ale skoro wychowała tak córkę, to też wydaje mi się beznadziejna. Ja wiem, że tak w życiu jest... ale Chryste, nigdy nie zrozumiem tych dziewczyn, które cenią siebie tak nisko, że spotykają się z takimi palantami. Dorosły facet bez roboty, meh. Tak czy inaczej Kornelia jest tępa i niewdzięczna, Mateusz się do niczego nie nadaje, a Izabela źle wychowała córkę. Normalne dream team. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
    Polecam również czasami zatrzymać się i machnąć więcej opisów. Zdarzało się, że nie nadążałam za ich dialogami, nie do końca miałam ich przed oczami.

    To chyba tyle, po pierwszym rozdziale ciężko więcej napisać.
    Pozdrawiam!
    Karolina

    OdpowiedzUsuń